Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Pogaduszki hiszpańsko-hiszpańskie, przyzwyczajenie w związku i inne anonimowe opowieści

44 688  
209   86  
Dziś przeczytacie m.in. o tym, jak skutecznie można zabić wiarę w siebie u dziecka i strachu przed zrobieniem prawa jazdy, będą też rozmówki po hiszpańsku i pomaganie ofierze przemocy.

#1.


Jestem w związku małżeńskim od 5 lat. Kiedy poznałam męża, miałam już dwoje dzieci. Rok temu urodziłam nam córeczkę. Kiedyś mój mąż bardzo dbał o to, abym pod każdym względem czuła się piękna, kochana przez niego. Dziś jakoś się zmienił. Mało jest między nami czułości i bliskości. Coraz bardziej czuję się niekochana, nieładna, chociaż staram się dbać o siebie przy trójce dzieci. Rozmawiałam z nim o tym. Twierdzi, że nic się nie zmieniło. Że nadal jestem piękna i mnie kocha. A ja w środku pękam, bo nie czuję tego. Nie widzę na co dzień. Czasem myślę, że jest ze mną z przyzwyczajenia. Może się mylę? Może sama ze sobą mam problem? Z akceptacją siebie po porodzie? A może po prostu tak wyglądają związki po tylu latach? Bardzo bym chciała czuć się w jego oczach na nowo taka piękna, idealna. Nie wiem, czy jest to realne, skoro nawet zazdrość u niego jakby trochę przeminęła z wiatrem...

#2.

Źle się czuję, gdy myślę o tym, jak wychowanie z dzieciństwa wpływa na mój teraźniejszy stan. Mimo że było pełne miłości i troski, rozpieszczanie ze strony rodziców stworzyło pewien problem. Zawsze gdy próbowałam coś zrobić, słyszałam „nie, ja to zrobię”, „nie, bo zepsujesz”, „ja się tym zajmę, bo ty nie umiesz”. Takie podejście nie pomagało mi w rozwijaniu samodzielności. Teraz, kiedy staję przed najprostszymi zadaniem, odczuwam niemal paraliżujący strach. Nawet podczas tak błahych czynności jak pakowanie rzeczy na basen tracę pewność siebie, obawiając się, że coś zepsuję.

To niewygodne uczucie nie jest łatwe do wyjaśnienia. Potrafię wykonać zadania, ale ten niepokój paraliżuje moją wiarę w siebie. Czuję skrępowanie nawet gdy piszę o tym, wiedząc, jak absurdalne może to wydawać się innym.

#3.

Ostatnio zdałam sobie sprawę, że prawdopodobnie nigdy nie zrobię prawa jazdy.
Panicznie boję się prowadzić, do tego stopnia, że jeśli miałabym wymienić swoje największe lęki, to jazda samochodem byłaby wysoko na liście.
Już sam kurs jest dla mnie czymś abstrakcyjnym, nie mówiąc już o normalnym, użytkowym jeżdżeniu. Fakt prowadzenia samochodu jest po prostu dla mnie przerażający, do tego dochodzi jeszcze świadomość możliwości spowodowania wypadku. Jakiś czas temu, za namową rodziny i znajomych, zapisałam się na kurs. Zrezygnowałam po kilku jazdach, podczas których czułam się fatalnie (do tego stopnia, że po jeździe ledwo byłam w stanie wrócić do domu). Skończyło się to stanami lękowymi i przyczyniło do nawrotu depresji.
Nie przeżyłam nigdy wypadku samochodowego, nie boję się jeździć jako pasażerka (każdego środku transportu, nawet samolotu).

Na szczęście studiuję w mieście, gdzie komunikacja miejska jest dość dobra, do domu rodzinnego jeżdżę autobusem, a dzięki pociągom mogę dotrzeć do każdego większego miasta w Polsce. Na razie nie jest to więc dla mnie dużym problemem, ale obawiam się momentu, w którym dotknie mnie wykluczenie komunikacyjne.

#4.

Pracuję w hotelu na recepcji. To była moja trzecia zmiana z rzędu i byłem już bardzo zmęczony. Gdy goście z Hiszpanii przywitali się ze mną słowami „Buenos dias”, co znaczy dzień dobry, odpowiedziałem im głośno i wyraźnie „Buenos Aires”...
Popatrzyli się na mnie jak na debila i sobie poszli.

#5.


Podzielę się historią koleżanki, której próbowałam pomóc.
Poznała chłopaka na imprezie, wydawał się idealny, choć może trochę zazdrosny. Chodzili ze sobą 3 lata, w tym czasie starał się odseparować ją od znajomych, wmawiał jej, że ją wykorzystujemy i za plecami obgadujemy. Próbowaliśmy pokazać jej, jaki jest naprawdę, ale była w niego zapatrzona i nie słuchała. Na jednej z imprez powiedział mi wprost, że ona jest jego i mamy się trzymać z daleka, powiedziałam jej o tym, ale on się wyparł. Odpuściłam, nasz kontakt skurczył się do życzeń na święta. Od znajomych słyszałam, że zdarzyło mu się podnieść na nią rękę przy innych albo zwyzywać.
Po mniej więcej roku okazało się, że zostaną rodzicami, wiadomo: ślub, wspólne mieszkanie. Na weselu jeszcze raz próbowałam z nią rozmawiać, ale bez skutku.

Przez całą ciążę było dobrze, gdy mała się urodziła, poszedł świętować i nie było go tydzień. Odezwała się do mnie, jak mała miała rok, poprosiła o nocleg, bo chciała rozwodu. Zgodziłam się, ale pod warunkiem, że on nie będzie wpuszczany do domu. Gdy przyjechała, nie było dnia, żeby pijany nie stał pod drzwiami i nie krzyczał. Słyszałam też, że ktoś ją widział z nim w parku, ale nic nie mówiłam, bo myślałam, że chciał zobaczyć dziecko. Po dwóch tygodniach spakowała się i wróciła do męża. Na moje pytanie dlaczego odpowiedziała, że wszystko sobie wyjaśnili, że on mi się zawsze podobał i chcę rozbić jej rodzinę. Na nic moje tłumaczenia, wyprał jej mózg zupełnie. Rozpowiada to wszystkim i chwali się, jaką ma cudowną rodzinę.

Spotkałam jej siostrę niedawno, powiedziała, że mają niebieską kartę i już kilka razy uciekała do matki, ale zawsze wraca do męża.

Jak można być tak zaślepionym i nie bać się o swoje zdrowie?

PS Z tego co wiem dziecka nie uderzył, mała jest wręcz jego oczkiem w głowie.

#6.

Rodzi ci się dziecko, wyczekiwane, jesteś w siódmym niebie, rozwija się prawidłowo wszyscy lekarze mówią ideał. Dziecko jest grzeczne, słucha wszystkich, reaguje na bodźce. Nadchodzi czas, gdzie rówieśnicy mówią, a ono nie. Wszyscy tłumaczą – potrzebuje czasu, lekarze na NFZ – jest prawidłowo. Mija kolejny rok, dziecko nadal nie mówi, bierzesz sprawy w swoje ręce, szukasz najlepszych lekarzy w Polsce i okazuje się, że jest źle, dziecko już prawie nie słyszy, możliwe, że już nieodwracalnie.

Apeluję do wszystkich rodziców „zdrowych” dzieci: nie dajcie się zwieść opiniom innych, badajcie swoje dzieci, gdy tylko zobaczycie coś niepokojącego. Dziś wiem, że nieuciekanie przed nadjeżdżającym samochodem było tak naprawdę objawem tego, że dziecko nie słyszało, skąd samochód nadjeżdża.

#7.


Prędzej czy później ludzie, których niedawno poznałam, zauważają, że zawsze wspominam babcię i dziadka, nigdy rodziców. I mniej lub bardziej taktownie pytają, co się z nimi stało. A ja odpowiadam, że ojca to w sumie od zawsze mam tylko na papierze (z nielicznymi epizodami, kiedy udawał zainteresowanie moim życiem; mogę wyliczyć je na palcach jednej ręki), a z mamą słaby kontakt.

Matka nie utrzymywała mnie, nie pomagała mi w lekcjach, a jedyne miejsca, w jakie mnie zabierała jako malucha, to pijackie imprezy, których nigdy nie mogła sobie odmówić. Wyprowadziła się, kiedy miałam 16 lat, do swojej koleżanki, bo miała bliżej do pracy (różnica całego kilometra). Mieszkamy w tej samej dzielnicy, dzieli nas dwudziestominutowy spacer, ale widzimy się tylko przy okazji spotkań rodzinnych organizowanych przez jej mamę – kobietę, która tak naprawdę mnie wychowała. Nie dzwonimy do siebie, chyba że coś trzeba pomóc zorganizować Babci albo w sprawie mojej siostry, częściej jednak dogadujemy się w takich przypadkach przez pośredników. Nie uczestniczymy nawzajem w swoich życiach, na urodziny wyślemy sobie po esemesie i na tym się kończy.

Kiedy zdecydowałam się na zaoczne studia, zrobiła mi awanturę, że nie przedyskutowałam z nią tego, tylko z Babcią (co z tego, że ona nawet nie wiedziała, co zdawałam na maturze). Przez rok nie była w stanie ani razu pojawić się na obiedzie, kiedy przyprowadzałam na życzenie Babci swojego chłopaka. Kiedy się zaręczyłam, zrobiła mi wielką awanturę, bo po pierwsze nie miała jeszcze okazji poznać mojego wybranka, a po drugie nie poinformowałam jej jako pierwszej. A kiedy okazało się, że ślub zorganizowałam w miesiąc i to za granicą, pół roku się do mnie nie odzywała (nic nowego zresztą), no bo jak to, żeby ona nie była na ślubie swojej kochanej pierworodnej. A dziś, kiedy mija prawie półtora roku po ślubie, ona nadal nie miała czasu do nas zajrzeć, mimo że zapraszałam ją parę razy.

Ludzie dookoła mówią, że powinnam spróbować się z nią jakoś dogadać, naprawić chociaż w pewnym stopniu nasze stosunki. Szczególnie Babci na tym zależy, w końcu chodzi o jej córkę. Ale ja nie potrafię. Matka jest dla mnie obcą osobą. Totalnie nie interesuje mnie co i z kim robi. Jest mi całkowicie obojętna. Mogę się z nią spotykać i rozmawiać, ale to czysto koleżeńska relacja, przynajmniej z mojej strony. I dobrze mi z tym. Nie czuję się gorsza, bo nie mam z nią normalnych relacji. W końcu nie byłam sama, miałam rodziców – Babcię i Dziadka.

A kiedy ktoś życzliwy powie mi, że „matkę to ma się tylko jedną i trzeba o nią dbać, bo to matka”, kiwam głową z uśmiechem i zastanawiam się, co ugotować na obiad, kiedy Babcia wpadnie z wizytą.
3

Oglądany: 44688x | Komentarzy: 86 | Okejek: 209 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

09.05

08.05

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało