Parę lat temu, szukając informacji do jednego z artykułów,
musiałem dołączyć do kilku facebookowych grup o tematyce
ezoterycznej, magicznej i okultystycznej. Zazwyczaj w takich
przypadkach miejsca tego typu opuszczam zaraz po zasięgnięciu pożądanej
przeze mnie wiedzy. Tym razem jednak sprawa wyglądała inaczej. W
cudownej społeczności wróżek, szamanów, jasnowidzów i
analfabetów odkryłem świat, o którego istnieniu pojęcia
wcześniej nie miałem.
Aby przedstawić wam, to co mnie tak bardzo zafascynowało
wystarczyłoby podzielić się z wami, pochodzącymi z tych stron,
zrzutami ekranu, które od lat namiętnie robię. Pozwolę sobie
jednak wtrącić też parę słów od siebie. Zauważyłem bowiem, że
wśród społeczności dogłębnie uduchowionej ludności dominuje
parę powtarzających się cech.
#1. Silna wiara w
przesądy
Słyszeliście o
wyrazie „bobonienie”? Mimo że to słowo oficjalnie nie występuje
w słownikach języka polskiego, to kiedyś tym właśnie terminem
określano niewyraźną,
bełkotliwą paplaninę, która wydobywała
się z ust uzdrowiciela
, kiedy ten wykonywał swój rytuał. To
właśnie od tego zwrotu powstał „zabobon”. Wiara w to, że
przebiegający nam drogę czarny sierściuch sprowadzi na nas
nieszczęście albo, że wdepnięcie w psie gówno to oznaka
sprzyjającego nam losu, wydawać by się mogło, powinna odejść do
lamusa wraz z wzrostem poziomu edukacji i rozumienia mechanizmów,
które doprowadzają do powstawania przesądów. A tymczasem, według
statystyk ok. 60% Polaków nadal w zabobony wierzy!
Chociaż o
źródłach popularnych wierzeń można by było napisać osobny
tekst, to bardzo interesująca i godna wspomnienia tutaj jest jedna z teorii dotyczących tego
skąd w człowieku rodzi się absurdalna wręcz wiara w
rzeczy niestworzone. To tak zwana
zależność magiczna, czyli
relacja pomiędzy odpowiednim zachowaniem a nagrodą (lub też
karą). Aby to dobrze wytłumaczyć posłużmy się opisem pewnego
eksperymentu, który to kiedyś przeprowadził amerykański
behawiorysta - Burrhus Skinner. Podczas swego doświadczenia,
naukowiec co jakiś czas wrzucał do klatek, w których trzymał
gołębie, jedzenie dla tych zwierząt.
Po jakimś czasie zaobserwował,
że ptaki zaczęły się zachowywać dość „ekscentrycznie”. I
tak na przykład niektóre stawały na jednej nóżce, inne kucały,
a znalazły się tez i takie, które kręciły się w kółko lub
wykonywały gesty skrzydełkami. Okazało się, że gołębie,
głupawe stworzonka, połączyły przypadkową czynność, którą
akurat wykonywały, z faktem pojawienia się żarcia. Skoro więc
parę razy zdarzyło się tak, że karma trafiła do klatki w chwili,
gdy gołąb wykrzywiał łepek w lewą stronę, to logiczne,
aczkolwiek pozbawione jakiegokolwiek sensu, było dla niego to, że
powtórzenie tej czynności zagwarantuje mu „szczęście”
następnym razem. Według niektórych badaczy ta właśnie „zależność
magiczna” uczy także i ludzi powtarzania pewnych zachowań, mimo
że nie mają one żadnego wpływu na ich następstwa.
#2. Amulet – rzecz
święta!
Większość grup o
tematyce ezoterycznej pełne jest ogłoszeń dotyczących sprzedaży
amuletów, talizmanów i różnej maści przedmiotów „na
szczęście”. Wyraz „amulet” przyszedł do nas z łaciny, a do
tego martwego języka trafił natomiast z mowy arabskiej, gdzie
„hamalet” oznaczał przedmiot, który jest zawieszony. Tradycja
noszenia takich wisiorków jest prawdopodobnie
równie stara, jak
historia całej ludzkości
, trudno się więc dziwić, że do dziś
ludzie są skłonni wierzyć, że wysuszona płetwa padalca
wędrownego zagwarantuje im pomyślność na całe życie. Przyznam,
że sam zawsze przy sobie noszę moją „szczęśliwą” bibułkę
do kręcenia blantów i za żadne skarby nie pozwolę, aby ktoś ja
zbezcześcił.
Ciekawostka – pod
koniec IV wieku, podczas synodu w Laodycei, duchowni uznali, że
noszenie amuletów nie przystoi chrześcijaninowi i jest jawnym
pogwałceniem pierwszego, boskiego przykazania. Zarządzili więc, że
osoba posiadająca taki przedmiot powinna zostać wykluczona ze
społeczności wiernych.
Z ezo-grup
dowiedziałem się, że każdy, nawet kupiony na Aliexpressie,
talizman, amulet, czy nawet przynoszący domostwu pomyślność,
słonik powinien być w odpowiednio obsługiwany, aby okazał swemu
posiadaczowi pełną moc. Dbanie o takie magiczne przedmioty wymaga
mycia ich w danych fazach księżyca, odpowiedniego ustawiania ich
czy odprawiania wokół nich stosownego „mambo-dżambo”.
#3. Te jajka…
Jedną z pierwszych
rzeczy, jaką zaobserwowałem po wstępnym przejrzeniu postów
umieszczanych w grupach dla miłośników ezoteryki i szeroko pojętej
magii, były… jajka. Z jakiegoś powodu wiele osób robiło zdjęcie
rozbitych, kurzych miesiączek umieszczonych w szklankach lub
słoikach. Zazwyczaj fotografiom tym towarzyszyły
prośby o
rozszyfrowanie symboliki
, która to rzekomo miałaby się gdzieś
tam, między tracącym świeżość żółtkiem, a pokrytym grzybem
białkiem
pojawić.
Ten typ zabaw z
jajami to tak zwana
oomacja, czyli osobliwy rodzaj wróżenia, który
swe źródła mógł mieć w starożytnej Grecji, chociaż pewne
źródła sugerują, że zwyczaj ten pochodzi z druidzkich obrzędów
przeprowadzanych w dawnej Szkocji. Prawdopodobnie w pierwotnej wersji
rytuał ten miał określić np. jakiej płci będzie dziecko noszone
w brzuchu kobiety, która zgłosiła się z takim pytaniem do
wróżbity. Jajko rozbijało się na brzuchu takiej pani i
„odczytywało” przepowiednię – w zależności od ilości
żółtek, plamek i koloru zawartości skorupki, można było
dowiedzieć się nie tylko o płci dziecięcia, ale także o
bliźniaczych ciążach czy chorobach, jakimi niemowlę będzie
obciążone.
Inną odmianą
wróżenia z jajka uprawiały
ludy skandynawskie. W tej wersji jajko
rozbijano do naczynia z wodą i zostawiano na jeden dzień. Następnie
lokalny czarodziej zaglądał do takiego pojemnika i cmokając pod
nosem informował cię, że twoja żona zdradza cię z brodatym
listonoszem Bjørnem.
I kolejna
ciekawostka: W 1806 roku niejaka Mary Bateman – kobieta znana jako
„wiedźma z Yorkshire”, pokazała światu trzy jajka zniesione
przez jej kurę. Na skorupkach widniał napis:
„Chrystus
nadchodzi!”
, co miało być znakiem zwiastującym apokaliptyczny
koniec świata. Ten niewątpliwy dowód zbliżania się kresu naszych dni
na ziemskim padole wystawiony został na widok publiczny i budził
trwogę wśród prostych mieszczan. Potem okazało się, że pani
Bateman wypaliła owe napisy za pomocą kwasu, a następnie…
wepchnęła tak ozdobione jajka, z powrotem do kurzego jajowodu.
#4. Pareidolia, czyli
obsesyjne szukanie kształtów
Pamiętam, że będąc
dzieciakiem łyknąłem niczym młody pelikan, teorię dotyczącą
istnienia okazałych piramid oraz sfinksa na Marsie. Dowodem miały
być zdjęcia tej planety wykonane przez sondę Viking-1 w 1976 roku.
Na jednej z fotografii widać było ludzką twarz.
W rzeczywistości
była to kombinacja odpowiedniego światła padającego na
marsjańskie wzgórza, charakterystycznego ukształtowania terenu
oraz… słabej jakości sprzętu, którym fotkę tę strzelono. To
wystarczyło, aby resztę roboty zrobiły nasze mózgi. W psychologii
występuje zjawisko zwane
pareidolią, czyli specyficzna tendencja
człowieka do doszukiwania się w różnych elementach krajobrazu, w
chmurach, czy chociażby – w roztopionym podczas andrzejkowych
wróżb, wosku znanych nam kształtów. Może to być właśnie
ludzka twarz, ale również cała postać, zwierzę, czy chociażby
dom, złamane prącie czy ukradziony nam katalizator.
Istnienie tego
intrygującego, psychologicznego zjawiska przypomniało mi się
właśnie podczas przeglądania ezoterycznych grup, gdzie oprócz
próśb o rozszyfrowanie układu kart tarota oraz fotografii
nieświeżych jaj, bardzo często pojawiały się fotografie z
rzekomymi, człekokształtnymi bytami czającymi się gdzieś na
drugim planie.
#5. Kulawa polszczyzna
Zanim zostawię was
sam na sam z galerią, muszę podzielić się z wami jeszcze jednym
spostrzeżeniem. Dotąd przekonany byłem, że fatalne błędy
ortograficzne to domena niewykształconych, zawodowych „madek”, z
których dworuje sobie cały Internet. Otóż nie. W życiu nie
widziałem takiego nagromadzenia kulawej polszczyzny w jednym,
stosunkowo hermetycznym, środowisku...
Zanim plaśniecie dłońmi w czoło i powiedzie sobie: "Ależ głupie te ezo-Grażyny!", to zachęcam was do odrobiny refleksji. Wszakże przynajmniej połowa z nas oddaje cześć zmarłemu ponad dwa milenia temu cieśli wydanemu na świat przez dziewicę, co to wskrzeszał zmarłych, chodził po wodzie i zamieniał wodę w wino. Wiara ta połączona jest z dziesiątkami rytuałów i zachowań, które dla kogoś z zewnątrz mogą wyglądać równie debilnie, co fikołki osób dopatrujących się wielkich przepowiedni w jajku od kury z chowu ściółkowego.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą