Żyjąc w średniowieczu, miałbyś sporą szansę na śmierć przed osiągnięciem pełnoletności, a jako czterdziestolatek mogłeś
uważać się za szczęściarza. Taki na przykład Mieszko I, któremu
udało się przekroczyć pięćdziesiątkę, nazywany był przez
swoich poddanych starcem… Ta barwna epoka historyczna obfitowała
też w całą masę wydarzeń, które brzmią niczym jakieś
absurdalne, nijak mające się do rzeczywistości, legendy.
Są to tymczasem bardzo poważne, dobrze potwierdzone fakty. To właśnie wtedy, na przykład, miała miejsce wojna, której zarzewiem był pewien drewniany kubeł na wodę.
Niezbyt potężna śmierć Sigurda Potężnego
Kiedy jesteś
wielkim, brodatym wojownikiem, dumnym dowódcą ludu nieznających
słowa „strach” wikingów, którzy przypuszczają zbrojny szturm
na Szkocję, to możesz być pewny, że wrota Walhalli staną do
ciebie otworem, kiedy tylko padniesz powalony przytłaczającą siłą
przeciwnika. Już sama ksywa – Sigurd Potężny – gwarantuje ci
odpowiedni szacunek poddanych i trwogę w oddziałach wroga! Zresztą
swój piękny przydomek, ten nieustraszony, żyjący w IX wieku
n.e. mężczyzna zdobył odznaczywszy się na polu bitwy
niespotykaną wręcz odwagą i umiejętnością mobilizacji swoich
żołnierzy.
Organizowane przez niego kolejne wyprawy w głąb
Szkocji sprawiły, że w ręce brodaczy z północy trafiały coraz
to większe połacie terenu. Będąc już starszym człowiekiem,
Sigurd wszedł w konflikt z Máelem Brigtem – piktyjskim
szlachcicem. Panowie wszystko wyjaśnili sobie na polu
bitwy, gdzie naprzeciw siebie stanęły dwie wrogie amie. Potyczkę
tę wygrali wikingowie, a nieszczęsny Máel
został pozbawiony
głowy, którą to jako trofeum przywłaszczył sobie Sigurd.
Przymocował ją do siodła swego konia i z nią ruszył do domu.
Okazało się jednak, że pokonany przeciwnik nie powiedział jeszcze
ostatniego słowa. Otóż ząb niezbyt już świeżego szlachcica delikatnie zahaczył o nogę Sigurda i spowodował lekkie skaleczenie.
W rankę wdała
się infekcja. Zakażenie było dla nordyckiego wojownika ciosem
znacznie bardziej dotkliwym niż dziesiątki bolesnych obrażeń, które
zadano mu podczas niezliczonej ilości bitew. Ostatecznie Sigurd
Potężny zmarł po kilku dniach walki z infekcją. Nie wiadomo, czy
za tak idiotyczną śmierć wpuszczono go do Walhalli. Ja bym nie
wpuścił…
Nigdy nie kąp się
w zbroi!
Fryderyk I
Barbarossa, niemiecki król z dynastii Hohenstaufów, jeszcze jako
młody człowiek u boku swojego wujka brał udział w tzw. II
wyprawie krzyżowej (1146 r.). Odziedziczywszy po Konradzie III
niemiecki tron, nowy władca wsławił się najazdem na Włochy. W
Rzymie zresztą został później koronowany na cesarza. Aby umocnić
swoją pozycję, władca zorganizował zbrojną wyprawę
do Ziemi Świętej, na czele której stanął osobiście. Jego wojska
przemaszerowały przez Europę i dotarły do Konstantynopola, gdzie
na drodze armii stanęła rzeka Salef. I tutaj doszło do wydarzenia,
które
znamy w kilku wersjach, jako że zostało ono opisane przez różnych
kronikarzy.
Według jednego z
dokumentów, cesarz nie posłuchawszy rad swoich najbliższych
pomocników, wlazł do rzeki, usiłując pokonać ją wpław,
jednak ciężka zbroja i zmęczenie fizyczne utrudniły mu tę
przeprawę i władca poszedł na dno niczym słusznej wagi kamień. W innym przekazie
napisane jest, że Fryderyk zleciał z konia i już nigdy nie
wypłynął. Tymczasem arabski kronikarz Ibn al-Athir opisał
incydent tak:
„Cesarz wszedł do rzeki, aby się obmyć i utonął
w miejscu, gdzie woda nie sięgała mu nawet do pasa! W ten sposób
Bóg obronił nas przed tym złym człowiekiem!”.
Śmierć Fryderyka I
sprawiła, że jego armia rozpadła się i tysiące niemieckich
żołnierzy udało się do najbliższych portów, aby załapać się
na transport do domu. Sporą część armii pożarła również jakaś zaraza w
tureckim mieście Antiochia. Podobno też dla wielu wiernych sług
władcy jego śmierć była takim ciosem, że porzucili swoją wiarę
i odwrócili się od Kościoła.
Ślepy król na polu
bitwy
Jan Luksemburski, który
wszedł na czeski tron w 1310 roku, rościł sobie prawa do polskich ziem,
które to wcześniej należały do Czech. Osłabione rozbiciem
dzielnicowym królestwo rządzone przez Władysława Łokietka miało
małe szanse w wypadku konfrontacji z silnym sąsiadem. Tymczasem
czeski monarcha skumał się z Krzyżakami i wspólnie z nimi
najechał na polskiego sojusznika – Litwę! Łokietek zachował się
lojalnie wobec Litwinów i czym prędzej przypuścił atak na,
należącą do zakonu, ziemię chełmińską. Wówczas to Luksemburczyk, będąc
tytularnym królem Polski, zawarł porozumienie z Krzyżakami i
przyznał im tereny Pomorza Gdańskiego, a później także i część
ziemi dobrzyńskiej. W kolejnych latach Łokietek został
zmuszony do podpisania z zakonem kilku, bardzo niekorzystnych dla
naszego kraju, umów. Dopiero wejście na tron Kazimierza Wielkiego
dało początek nowym, nieco mniej przyjaznym stosunkom z
rozpychającymi się łokciami sąsiadami i za panowania tego władcy
wybuchła wojna polsko-czeska.
Luksemburczyk
tymczasem postanowił, na zupełnie innym froncie, wspomóc swoimi
siłami armię francuską w trwającej wiele dekad wojnie z Anglikami
o sukcesję tronu Francji. Stary, schorowany monarcha z Czech
osobiście chciał wziąć udział w zbrojnej potyczce,
aby opuścić
ziemski padół w chwale.
Okazja ku temu pojawiła się podczas bitwy
pod Crécy. Ślepy, liczący sobie 50 wiosen Luksemburczyk kazał
przywiązać swego wierzchowca do koni dwóch żołnierzy czeskich i
wiedząc o tym, że klęska strony francuskiej jest już pewna,
ruszył w szalonym galopie na oddziały wroga, wrzeszcząc:
„Nie
będzie to, żeby czeski król z pola uciekał! Miast tego zabierzcie
mnie do miejsca, gdzie bitewny jazgot jest najgłośniejszy!”.
Można więc powiedzieć, że Luksemburczyk popełnił chwalebne
samobójstwo.
Wielka bitwa i
jedynie trzy trupy?
W 1119 roku miała
miejsce bitwa pomiędzy wojskami angielskimi i francuskimi. Henryk I
Angielski bardzo chciał utrzymać swoje wpływy na ziemiach
normandzkich. Tymczasem z jego rąk tereny te pragnął wydrzeć
Ludwik VI Gruby – król Franków. Do spotkania armii zwaśnionych
państw doszło 20 sierpnia, a na polu bitwy zderzyło się ze sobą
900 żołnierzy. Francuscy kronikarze opisywali to starcie jako
niezwykle krwawe i brutalne. Ponadto przeciwnicy walczyli w wielkim
ścisku, a (oczywiście zgodnie z mocno podkolorowanym opisem
wspomnianych kronikarzy) król Ludwik, mimo swojej potężnej tuszy,
miał walczyć z gracją baletnicy i z łatwością rozłupywał łby
wrogom. W pewnej chwili któryś z żołnierzy przeciwnika krzyknął
„Król został pokonany!”. Na co Ludwik krzycząc„Król nie
został pokonany! Ani na wojnie, ani w szachach!”
, a następnie
roztrzaskał łeb mądrali za pomocą ciężkiego buzdyganu.
Mimo że francuskie
źródła mówią o morzu przelanej krwi, to okazuje się, że sprawa
mogła wyglądać zgoła inaczej. Otóż obie strony płaciły tak
wysokie pieniądze za pojmanie żywych żołnierzy, że walczący ze
sobą mężczyźni bardzo starali się zadawać ciosy delikatnie, aby
móc pojmać swoich wrogów. Według wielu kronik w Bitwie pod
Bremule życie straciły… trzy osoby!
Anglicy dostali
łomot od Szkotów, bo dowódca tych pierwszych zaspał
W 1297 roku Szkoci
pod dowództwem Williama Wallace’a stanęli do zbrojnego powstania
przeciw angielskiemu ciemiężcy – królowi Edwardowi I. Kiedy władca
postanowił stłamsić bunt i wysłał na szkockie ziemie potężną
armię, Wallace połączył swoje oddziały. Mimo że liczba jego
żołnierzy (ok. 10-13 tysięcy osób) nie była może jakoś specjalnie mała w
porównaniu z siłami wojsk wroga, to na pewno
posiadała znacznie słabsze wyposażenie.
Szkotom natomiast nie
brakowało jaj, odwagi i determinacji.
Stojący po stronie Anglików
szkocki namiestnik hrabia Surrey usiłował nakłonić przeciwnika
do poddania się, co oczywiście spotkało się z gwałtowną odmową.
Ostatecznie obie armie spotkały się w pobliżu rzeki Forth, gdzie mostem przeprawiali się Anglicy. Problem w tym, że
pierwsze oddziały, które przeszły na drugą stronę nie za bardzo
wiedziały co ze sobą zrobić, bo nikt nie dał im konkretnych
rozkazów. A to dlatego, że
hrabia Surrey zaspał w swoim namiocie,
a gdy się obudził, to wolał leniwie pasować na rycerzy kilku
swoich ziomków, zamiast zabrać się do planowania strategicznych
posunięć. W międzyczasie Szkoci zdążyli się dobrze przygotować,
podzielić na trzy oddziały i w ukryciu czekać na wroga. Kiedy więc
połowa armii angielskiej (ok. 5 tysięcy żołnierzy) ostatecznie
znalazła się po drugiej stronie rzeki, Wallace z ogromnym impetem
uderzył w zaskoczonych i zupełnie niezorganizowanych Anglików, szybko zamieniając bitwę w regularną rzeź.
Hrabia Surrey mógł tylko patrzeć na tę masakrę i szybko wycofać
resztę swego wojska, desperacko paląc za sobą nieszczęsny most.
Wkrótce Szkocję opuściły ostatnie, angielskie garnizony, a
pasowany na rycerza Wallace mógł rozpocząć inwazję na północną
Anglię. Całkiem skuteczną zresztą.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą