Ponieważ zaglądanie innym do portfela to jedna z najbardziej fascynujących czynności, jakie wymyśliła ludzkość, zróbmy to i tym razem.
#1. Chłopiec, który dał nieźle zarobić
„To dowód na to, że potrzeba ciężkiej pracy, by się wzbogacić”, powiedział królewski historyk Robert Lacey, komentując medialne doniesienia o tym, że J.K. Rowling, autorka książek o przygodach Harry'ego Pottera, stała się bogatsza od królowej Anglii. Niezależnie od tego, co sądzić by o ciężkiej pracy pisarza, warto podkreślić fakt – Brytyjka rzeczywiście jako pierwsza w historii została miliarderką wyłącznie za sprawą swojego pisania. Warto też dodać, że wkrótce potem oddała dużą część swojej fortuny na cele dobroczynne.
Cło – oraz, rzecz jasna, inne daniny – to zmora sprzedających, kupujących… i wszystkich, którzy chcieliby robić biznes na większą, mniejszą, w gruncie rzeczy jakąkolwiek skalę. Rozwiązanie tego problemu znalazł Chuck Feeney – i założył największą na świecie sieć sklepów bezcłowych Duty Free Shoppers. Amerykański biznesmen zarobił łącznie ponad 8 miliardów dolarów, po czym… cały majątek przekazał na cele charytatywne, przede wszystkim na cele edukacyjne. Wspierał również walkę o prawa człowieka i dostęp do ochrony zdrowia. Sam zaś Feeney wydaje się w ogóle nie przejmować pieniędzmi – rozdał dosłownie wszystko, co miał. Nawet mieszkanie tylko wynajmuje.
Zdecydowanie nie wszyscy miliarderzy są jednocześnie filantropami. Wielu z nich obok filantropa nawet nie stało – i do tej grupy właśnie zalicza się Jean Paul Getty, przedsiębiorca, a poza tym syn milionera i potentata naftowego. W 1973 r. wnuk Getty’ego został porwany dla okupu przez włoską mafię. Przestępcy zażądali 17 milionów dolarów, a miły dziadzio… odmówił, wymawiając się, że „zaraz pozostała trzynastka jego wnuków zostanie porwana”. Wierzył, że to spisek aż do momentu, w którym gangsterzy przysłali mu ucho wnuka, ale i tak zapłacił dopiero, gdy żądania obniżone zostały do 3 milionów. I nie zapłacił nawet tych trzech. Jedynie 2,2 mln dolarów, bo tyle mógł „odliczyć sobie od podatku”, a resztę – 800 tys. dolarów – oficjalnie pożyczył wnukowi. I to na 4%.
Były – i być może, jeśli wierzyć ostrzeżeniom niektórych ekspertów – także i przyszły prezydent Stanów Zjednoczonych to postać zdecydowanie kontrowersyjna. I zdecydowanie daleka od jakichkolwiek ideałów filantropii. Złośliwi określają go mianem najmniej dobroczynnego spośród miliarderów, ale czy jest to uzasadnione określenie, trudno powiedzieć. Konkurencja w tej kategorii zdecydowanie nie śpi. Jednak sam Trump zasłynął z tego, że z całej swojej sięgającej miliardów fortuny na cele charytatywne przekazał zaledwie 3,7 miliona dolarów. I to na rzecz swojej własnej fundacji. I żeby całość nabrała jeszcze bardziej kuriozalnego wymiaru, warto odnotować fakt, że to mniej niż jego fundacji przekazała chociażby organizacja WWE. I to w samym tylko 2007 roku.
Powyżej pewnego pułapu ekonomicznego, człowiekowi zaczyna wydawać się, że wszystko na świecie jest kwestią pieniędzy. I choć z pewnością mnóstwo rzeczy można kupić, to jednak nie wszystkie. Tym większe oburzenie wywołała oferta wystosowana przez Cecila Chao, miliardera z Hongkongu, który zaoferował nagrodę w wysokości 65 milionów dolarów za poślubienie jego córki. Prawdopodobnie nie byłoby w związku z tym większych kontrowersji, gdyby zrobił to za zgodą samej zainteresowanej. Tym bardziej że ta – jak się okazuje – wcale zainteresowana nie była. Przeciwnie – już jakiś czas wcześniej, we Francji, wzięła ślub. Ze swoją partnerką, Sean Eav. Małżeństwo co prawda nie przetrwało próby czasu – ale przynajmniej pokazało, że pieniędzmi nie da się zmienić chociażby orientacji seksualnej własnego dziecka.
Gdyby chcieć spotkać na ulicy milionera – w celach inwestycyjnych, nie matrymonialnych bynajmniej – gdzie najłatwiej byłoby tego dokonać? Ranking miast, w których mieszka najwięcej miliarderów jest dość wyrównany, a liderzy zmieniają się co kilka lat. Jeszcze w 2012 roku w zestawieniu przodowała Moskwa, później jednak spadła na dalsze pozycje, ustępując między innymi Nowemu Jorkowi. Ale i ten ostatnio musiał pogodzić się z utratą tytułu, a wszystko przez to, że na prowadzenie – z równą setką miliarderów – wysunął się Pekin. Za nim – z 99 miliarderami – jest Nowy Jork, później Hongkong (80) oraz wspomniana już Moskwa (79). Dalsze pozycje to ponownie miasta Chin – Szanghaj i Shenzhen. Za nimi, na siódmej lokacie, uplasował się Londyn.
Stwierdzenie, że zarobił fortunę wyłącznie na inwestowaniu w przedsięwzięcia swoich studentów jest może nieco przesadzone, ale z całą pewnością takie właśnie inwestycje miały ogromne znaczenie w budowie szacowanego na niemal 9 miliardów dolarów majątku. Koniec końców David Cheriton, profesor na Stanford University, był jedną z pierwszych osób, które na samym początku zdecydowały się wesprzeć… Google. Zainwestował również między innymi w VMware i Arista Networks. Łącznie założył ponad dwadzieścia firm… i na tym nie poprzestaje. Prof. Cheriton hojnie wspiera edukację. Zasłynął między innymi hojnym gestem z 2016 r., kiedy 12 milionami dolarów wsparł wydział w Stanford, na którym sam pracuje. Zadbał o wyposażenie pracowni oraz stypendia dla studentów.
I jeśli z zaglądania innym do portfela miałoby wyniknąć coś dobrego, to niech będzie tym czymś poznanie właśnie Davida Cheritona, bo to postać wyjątkowo interesująca.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą