Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Wielka księga zabaw traumatycznych LIII

26 834  
4   11  
Klikaj! Sporo nowego!Fataliści atakują. Sami prowokują niebezpieczne sytuacje, a potem się dziwią, czemu boli i krew sika lub też czemu kolega zemdlał, a koleżanka dostała histerii.

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom o nie wypaczonej psychice odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

FILATELIŚCI

Kiedy byłem małym gdzieś 4-letnim dzieckiem, moich rodziców często odwiedzali znajomi z dziećmi w moim wieku. Zazwyczaj zachowywaliśmy się bardzo głośno, zawsze trzeba było nas uciszać. Tym razem było jednak inaczej... Ojciec przez całe życie miał jedną pasję-zbieranie znaczków (to taka naleciałość z czasów komuny kiedy to było jedna z niewielu dostępnych rozrywek). Nic więc dziwnego, że w domu było pełno klaserów z filatelistycznymi rarytasami. Owego dnia z kolegą Filipem postanowiliśmy przyjrzeć się im z bliska...
Wyciągnęliśmy wszystkie znaczki z klaserów na podłogę (pełno tego było) i nie wiedzieć czemu zaczęliśmy się w nich tarzać. Mało tego- co chwilę wpadaliśmy do dużego pokoju i podnieceni mówiliśmy starym "Jak my się świetnie bawimy!!!".A że byliśmy akurat bardzo cicho nikt nie zwracał nam uwagi, nie zaglądał do pokoju. Tego też mało. Rozmowy przy stole toczyły się w temacie "No zobacz Moniczko jakie te nasze dzieci są grzeczne..."Oni mieli swoją imprezę, a my swoją. Kiedy rodzinka Filipa zbierała się do domu moja mamuśka postanowiła przyjść i nas zawołać... Nie wiem czyja mina była straszniejsza jej, czy ojca który chwilę później zobaczył co się stało z jego dorobkiem.

by Anonimek (paulyester)

* * * * *

SPORT TO ZDROWIE?

W wieku około lat 4 byłam na wakacjach u dziadków na wsi. Cierpiałam na straszny brak rówieśników i bawiłam się sama na podwórku. Zabawa polegała na bieganiu w tę i z powrotem od płotu, do płotu. Powietrze śmigało mi twarz i czułam się przednio, aż do momentu, gdy wbiłam się kością policzkową w gruby żelazny ząbek widlarki mojego dziadka. Odbiłam się od maszyny i spadłam na ziemię, aby po chwili się podnieść i pobiec do rodziców brudnymi rękami trzymając się za krwawiącą twarz. Moja mama prawie zemdlała, gdyż bała się, że wyłupałam sobie oko, ale okazało się że uderzyłam o centymetr za nisko i jedyną poniesioną szkoda był rozwalony policzek, a mój wzrok ocalał. 

by Anonimek (ptysiak4)

* * * * *

GDZIE Z TĄ PETARDĄ?

Małym szkrabem będąc, byłem świadkiem (poniekąd uczestnikiem) wesołego zdarzenia. Kumple wpadli na pomysł, żeby zacząć się bawić petardami. Po paru małych wybuchach znudziło im się i postanowili to trochę urozmaicić. Znaleźli wielką krowią kupę i włożyli do niej największa petardę. Ja byłem sprytniejszy od nich i odszedłem na bezpieczną odległość. Oni tacy sprytni nie byli i twarzyczki im się troszkę upaskudziły strawionym krowim obiadem.

by Anonimek (tomekolcha)

* * * * *

STRZYKAWKOWA MANIA

W podstawówce dopadła nas - jak wszystkich na pewnym etapie wiekowym - mania sikania wodą ze strzykawek (co było oczywiście surowo zakazane). Był to czas, kiedy nie można było niczego dostać, także strzykawek. Jaka więc była moja radość, kiedy mama przyniosła mi z pracy strzykawkę i kilka igieł, które dostała dla mnie od higienistki. Uzbrojona w nowiutką, dość dużą strzykawkę udałam się do szkoły. Zabawa w oblewanie szła w najlepsze, kiedy wykoncypowałam sobie, że jeszcze perfidniej będzie, jeśli na strzykawkę założę igłę - strumień wody będzie cieńszy i intensywniejszy. Jak pomyślałam, tak zrobiłam, wycelowałam w jednego z kolegów i nacisnęłam tłok. Usłyszałam okropny krzyk. Kolega trzymał się za szyję, pod uchem. Między palcami tkwiła mu moja igła... Wolę nie myśleć, co by było, gdybym trafiła go w oko, co mogło się zdarzyć, ponieważ zawsze "sikaliśmy" sobie w twarz. Jak widać, głupie i bezmyślne pomysły miewają również tzw. "wzorowe uczennice".

by The_Dzidka

* * * * *

JAK ZDOBYWA SIĘ NICKA BĘDĄC NIEMOWLĘCIEM

Historię znam tylko z opowieści, jako że byłem zbyt mały żeby to pamiętać. Leżałem z łóżeczku gdy w pewnej chwili zacząłem płakać. Moja mama, jako doświadczona matka od razu wiedziała o co chodzi. Przełożyła mnie na swoje łóżko i zaczęła przewijać. Gdy zadzwonił telefon pieluszka już była zdjęta a ja czekałem na świeżą. Telefon jednak okazał się ważniejszy. Mama zużytą pieluchę położyła na podłodze koło łóżka i poszła odebrać. Ja jako ruchliwe niemowlę oczywiście z łóżka spadłem, na szczęście nie było wysokie. Ale rodzeństwo do tej pory czasem mówi do mnie "gówniany chłopiec".

by Anonimek (Filip) 

* * * * *

TRAUMY HARCERSKIE

Będąc funkcyjnym na obozie starszoharcerskim (gdzieś w szczecińskim) obstawiałem raz z kolegą tzw. punkt kontrolny, w czasie nocnego biegu "inauguracyjnego" tzn. w pierwszym tygodniu pobytu. Nasz punkt był koło starego, nieużywanego, poniemieckiego cmentarza. Jako, że nam się nudziło postanowiliśmy (choć było ciemno jak u murzyna w ... ) pobawić się (?) w berka na tymże cmentarzu. Kumpel miał mnie gonić. Uciekając przed nim biegłem główna alejką i w pewnej chwili wpadłem do wyrwy pod starym grobowcem / kaplicą (?) i poleciałem po jakimś rusztowaniu parę metrów w dół (nazajutrz okazało się, iż zapadlisko było "otwarte" do komory grobowej, a rusztowanie to był stelaż na którym stały 3 kompletnie spróchniałe trumny trzymające się w całości li i jedynie siłą woli). Leżąc w ciemności zobaczyłem w rogu pomieszczenia "mniej czarną czerń" nocy i pomyślałem, że jak zrobi się "czarniejsza" to będzie znaczyć, że kumpel jest koło grobowca, a wtedy go zawołam, a on pomoże mi wyjść. No i po chwili otwór bardziej "ściemniał" więc zawołałem "Pomóż mi wyjść", ale usłyszałem tylko jakiś łomot i dalej nikt się nie odezwał. Doszedłem szybko do wniosku, że kolega chce mi zrobić na złość więc się zawziąłem i sam wylazłem pełen dość niecenzuralnych planów wobec kumpla. Jak już byłem za powierzchni to zobaczyłem, że kolega leży na alejce koło grobowca. Podbiegłem do niego i zacząłem go szarpać za ramię. On wtedy otworzył oczy, jęknął "O kuźwa" i znowu zemdlał. Zacząłem go wtedy prać po pysku i docuciłem go ...
W jego opisie zaś zdarzenie wyglądało następująco: Pogonił za mną ale po paru metrach potknął się o coś i zarył pyszczydłem w glebę (harcerski fason nakazywał naturalnie poruszać się w nocy bez latarek). Gdy się podniósł i nie zobaczył mojej sylwetki to od razu pomyślał, że położyłem się za którymś grobem i pewnie wyskoczę zza niego z okrzykiem typu "Huuuu". Mimo, iż tak naprawdę oczekiwał takiego zachowania z mojej strony, to jednak poczuł się dość nieswojo. W tym momencie zauważył, że przy dużym grobowcu jest spory kawał obsuniętej ziemi a spod spodu widać jakąś dziwną zielonkawą poświatę. Chwilę potem usłyszał nieludzki, głuchy i przytłumiony (wg. niego) okrzyk "Pomóż mi wyjść" i zrobiło mu się dziwnie słodko w ustach, zaszumiało mu w uszach i poczuł, że się osuwa na ziemię. Po jakimś czasie (nie wiedział po jakim) poczuł, że leży na ziemi a ktoś go szarpie za ramiona krzycząc "Wstawaj, nie masz gdzie leżeć tylko na cmentarzu ?!?". Gdy otworzył oczy zobaczył zielono świecącą się postać - i znowu zemdlał. Ta mara to byłem naturalnie ja a świeciło się próchno z tych starych trumien i (chyba ich zawartości ?) przez które przeleciałem w drodze do podłogi, bo jak oglądaliśmy ten grobowiec w świetle dziennym, to okazało się, że pod kapliczką (?) jest spora komora / pomieszczenie, w której na stalowych (?) przerdzewiałych stelażach stoją trumny (po 3 na jednym) i ja wpadając a właściwie wsuwając się przez ten wypłukany (?) otwór spadłem na wierzch jednej ze stojących na najwyższym "piętrze" trumien i przeleciałem "z impetem w głąb" do dna pomieszczenia...
O zdarzeniu tym za bardzo nie opowiadaliśmy bo nie byliśmy pewni reakcji miejscowych włościan i władz.

* * * * *

Koło tego samego cmentarza był też punkt kontrolny w czasie biegu na stopnie (dla uczestników całego zgrupowania tj. ludzi z 6 obozów), mającego miejsce parę dni przed końcem obozu. Cmentarz tylko z przodu, od strony drogi, miał coś w rodzaju ogrodzenia (kraty na podmurówce), a z pozostałych trzech stron ogrodzeniem były jakieś krzaki i żywopłoty. Tym razem punkt obstawiały dwie dziewczyny z mojego obozu, a mieścił się on zaraz za cmentarzem. Panienki nie były takie ambitne jak ja z kumplem i rozpaliły sobie ognisko. Ja zaś obchodząc całą trasę biegu postanowiłem skrócić sobie trasę przez cmentarz. by nie musieć omijać go naokoło. Kierowałem się na światło ogniska. Gdy już byłe tuż - tuż zobaczyłem, że moje dziewczyny odpytują jakiś patrol. a następny, który dotarł już do tego punktu, siedzi pod żywopłotem cmentarza. Było to 5 dziewczyn z innego obozu, które właśnie w tej chwili "raczyły się" czymś tam z termosu. W momencie gdy piła ostatnia z siedzących przyklęknąłem za nią, przecisnąłem rękę przez żywopłot, poklepałem ją w ramię i wyciągnąłem otwartą dłoń. Ona napiła się i włożyła mi do ręki termos. Ja go przeciągnąłem przez żywopłot, napiłem się (to była herbata) i z powrotem oddałem tej dziewczynie, a potem wstałem i poszedłem w prawo, bo pamiętałem, że tam jest coś w rodzaju przejścia. Po paru krokach usłyszałem przeraźliwy wrzask jednej, a potem kilku dziewczyn. Ruszyłem biegiem do przejścia i po paru sekundach byłem na punkcie. Dziewczyna od której brałem termos była w totalnej histerii. Jak już udało nam się ją uspokoić i wyjaśnić sytuację, to poznałem zdarzenie z jej "strony": Jest na nocnym biegu na stopień, więc jest trochę zdenerwowana. By trochę się uspokoić siadły sobie wszystkie z patrolu pod żywopłotem. Ktoś poprosił ją o picie w termosie, ona mu podała i dostała termos z powrotem, ale gdy oddała go koleżance ze swej lewej strony to dotarło do niej, iż ona była ostatnia w "kolejce" a za plecami ma stary cmentarz. Wtedy już jej się racjonalne myślenie "wyłączyło".

by Anonimek (Dyzio)

* * * * *

GIMNASTYKA KANAPOWA

Jakoś tak w pierwszej klasie podstawówki jednym z moich ulubionych zajęć było branie rozbiegu przez cały przedpokój, wybijanie się na progu dużego pokoju i lądowanie na kanapie. Oczywiście wypadki chodzą po ludziach (zwłaszcza tych małych) i pare(dziesiąt) razy zdarzało się zahaczenie nogami o podłokietnik kanapy lub też odchylenie od toru lotu i wylądowanie na podłodze. Jednak jako młody i zapalony sportowiec nie zrażałem się. Pewnego dnia (było to bodajże w wakacje), kiedy rodziców nie było w domu, a opiekę nade mną sprawowała babcia, postanowiłem pobić kolejny rekord w długości lotu. Także wziąłem rozbieg aż z kuchni wybiłem się z niewiarygodną wręcz siłą i po przeleceniu jakieś 0,5 metra zatrzymałem się w miejscu. Początkowo nie mogłem dojść do tego, co się stało. Dopiero po spojrzeniu na moją lewą dłoń okazało się, że jest w nią wbita klamka od drzwi do pokoju. No w tym momencie oczywiście ryk na cały blok. Babcia panika, o mało zawału nie dostała. Zaraz za telefon, dzwoni do ojca (na szczęście strażaka), który po szybkim przyjeździe na pomoc polał mi to jeszcze spirytem. Dzięki tato naprawdę.

by Anonimek (Tomek)

* * * * *

STARY A GŁUPI

PRZYSTANEK

Dość niedawno, bo na początku 2006 roku.Wwpadliśmy z kolegami na "genialny pomysł". Otóż postanowiliśmy, że jeden z nas wejdzie na przystanek autobusowy i zeskoczy tak, żeby nastraszyć jakąś Bogu ducha winną staruszkę. No więc kumpel naprężył się już do skoku, lecz nie zauważył wystającego kawałka blachy, o który zahaczył skacząc. Nie musze chyba tłumaczyć, iż jego wyczyn wyglądał drastycznie. Spadał głową w dół na beton. Do dziś nie mogę uwierzyć, że skończyło się na złamanym nadgarstku, wybitym barku i wstrząsie mózgu. Takich zabaw to ja kategorycznie odradzam. Ale róbta co chceta.

by Szalony_koles 

* * * * *

HYDRAULIK

Rzecz działa się kilka lat temu. Byłem wtedy jeszcze niedoświadczony w sprawach remontowych. Mieszkałem w starym komunalnym mieszkaniu (dwa pokoje z aneksem kuchennym, bez łazienki, wc wspólne na korytarzu, w mieszkaniu kran z zimną wodą i karaluchy) i musiałem wymienić uszczelkę w jedynym źródle wody, czyli kranie. Niestety w mieszkaniu nie było zaworu do odcięcia wody. Takowy znajdował się w piwnicy i odcinał wodę dla całego budynku, ale nie bardzo wiedziałem gdzie jest. Postanowiłem więc "w locie" zmienić całą głowiczkę, ot starą wykręcę, a nową wkręcę, trochę wody się poleje i już. No i wykręciłem, myślę że policyjna sikawka, to przy tym, co we mnie walnęło, niewinna fontanna (doświadczyłem milicyjnych sikawek w stanie wojennym). Chwyciłem jakąś miskę i starałem się skierować strumień wody do zlewu, który już po chwili nie był w stanie odbierać nadmiaru H2O. Postanowiłem zachować zimną krew, co przychodziło tym łatwiej, że stałem już prawie po kostki w zimnej wodzie. Zacząłem krzyczeć o pomoc i walić w drzwi na korytarz (kran się przy nich znajdował) cały czas trzymając miskę niczym tarczę. Po paru minutach drzwi się uchyliły i zajrzał sąsiad. Patrzył na mnie jak na kosmitę i powiedział - "Chciałeś k**wa wziąć prysznic, to trzeba było zagadać....". Po dalszych paru chwilach zakręcił wodę i mogłem wkręcić nową głowiczkę. Na sucho. Na szczęście mieszkałem na parterze, no i karaluchy się wyniosły na jakiś czas. Od tego momentu do prac związanych z armaturą wodną wzywam hydraulika.

by Dgr

Przeżyłeś coś traumatycznego od czego krew w żyłach się ścina a włosy stają dęba? Podziel się tym z nami koniecznie! Klikaj w ten linek i pisz!

Oglądany: 26834x | Komentarzy: 11 | Okejek: 4 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało