Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

„American Pie”: 20 lat od pierwszego seksu z szarlotką

75 008  
206   42  
„American Pie” pod koniec lat dziewięćdziesiątych było kołem zamachowym, które wprawiło w ruch modę na produkcję ogromnej (i bez wątpienia nieco za dużej) ilości komedii o amerykańskich nastolatkach znajdujących się gdzieś pomiędzy szkołą średnią i college'em.

I choć wytwórnia Universal Pictures początkowo dość sceptycznie podchodziła do tego pomysłu, to samych filmów z ciastkiem w tytule można doliczyć się aż ośmiu, a w tym roku mijają dwie dekady od premiery oryginalnej odsłony perypetii grupy przyjaciół planującej utratę dziewictwa – najlepiej po mitycznym „promie”, zaskakującym seksualno-używkowym rozmachem i znacznie odbiegającym od tego, co dzieje się na poczciwych studniówkach.

Budżet produkcji wyreżyserowanej przez Paula i Chrisa Weitzów (bracia stanęli za kamerą tylko w pierwszej części franczyzy, jednak byli producentami wykonawczymi wszystkich sequeli gromadzących oryginalną obsadę) wyniósł 11 milionów dolarów – kasa zwróciła się z gigantyczną nawiązką: zarobek w wysokości 235 milionów baniek (z czego prawie 19 w sam pierwszy weekend) to wynik lepszy niż w przypadku tak ważnych dla X muzy dzieł jak „Życie jest piękne”, „Filadelfia”, „JFK” czy „Pożegnanie z Afryką”. Scenariusz powstał zaledwie w przeciągu sześciu tygodni, a główną inspiracją dla jego autora Adama Herza (który napisał także sequel z 2001 roku oraz „Wesele”) były oldskulowe frywolne komedie – „Świntuch” Boba Clarka (1981) oraz „Wieczór kawalerski” Neala Israela (1984).

Pierwotny pomysł na zwrócenie uwagi widzów był dość specyficzny – planowano zaskoczyć ich głupkowatym „Untitled Teenage Sex Comedy That Can Be Made For Under $10 Million That Most Readers Will Probably Hate But I Think You Will Love” (w trakcie produkcji przyjęto roboczy, dość banalny, kryptonim „Great Falls” – od lokalizacji szkoły głównych bohaterów znajdującej się w Michigan). Idea przegiętego tytułu to zresztą nic nowego – w końcu do srogiej przesady aspirowały też „Borat: Podpatrzone w Ameryce, aby Kazachstan rósł w siłę, a ludzie żyli dostatniej”, „To nie jest kolejna komedia dla kretynów” czy „41-letni prawiczek zalicza wpadkę z Sarą Marshall”, ale plakaty filmowe z hasłem „Niezatytułowana nastoletnia seks komedia, która może być zrobiona za mniej niż 10 milionów dolarów, którą prawdopodobnie znienawidzi większość czytelników, ale sądzę, że ty ją pokochasz” byłyby chyba jednak małym przegięciem.

https://www.youtube.com/watch?v=6AdZdqAdcJI
Trzy sequelowe części franczyzy oparte były na wykorzystaniu potencjału oryginalnej obsady – zachęceni sukcesem swojej komedii twórcy poszli za ciosem i już dwa lata po premierze perypetii Jima, Michelle, Stiflera, Kevina i spółki do kin wszedł film zatytułowany po prostu „American Pie 2” (premiera miała miejsce 10 sierpnia 2001 roku, reżyserem był J.B. Rogers, żółtodziób wcześniej pomagający Weitzom). Kolejnymi etapami wyciskania tej cytryny (bez skojarzeń) było „Wesele” (2003) oraz ostatnia odsłona serii, „Zjazd absolwentów” z 2012 roku. W międzyczasie powstały też (raczej na szybko) filmy z serii „American Pie Presents”, które trafiły bezpośrednio na DVD i były głównie odcinaniem kuponów od marketingowego potencjału tytułu, jednak bez większej żenady. „Wakacje” (pierwsza tego typu produkcja z 2005 roku ma na pierwszy rzut oka zaskakująco wysoką średnią not na Filmwebie – 6,3), „Naga mila” (2006, ocena – 6,1), „Dom Beta” (2007, także 6,3) oraz „Księga miłości” (2009, 5,9) to typowe spin-offy, które jednak nawet przez fanów oryginalnej serii zostały potraktowane łaskawie i z uśmiechem, choć niektóre filmwebowe komentarze wyrażają sporą dezaprobatę: „Nie widziałem chyba gorszej komedii”, „Mega żenada” czy „Nieśmieszny i nudny. Masakra”.

Jedyną osobą pojawiającą się we wszystkich produkcjach firmowanych nazwą „American Pie” był Noah Levenstein grany przez Eugene'a Levy'ego. To mocno wprawiający Jima w zażenowanie (chyba żaden nastolatek nie chciałby być słuchać słów „perfectly normal thing” chociażby w kontekście masturbacji), jednak w gruncie rzeczy sympatyczny, wyrozumiały i wyciągający napalonego małolata z tarapatów rodzic. Ojczulek z krzaczastymi brwiami był swoistym łącznikiem z pierwszą odsłoną serii, a w ostatniej części owdowiały Noah mógł pochwalić się spontaniczną akcją w kinie z matką Stiflera.

https://www.youtube.com/watch?v=n36c8kHZymo
Levy, który znany jest także z innych niezbyt poważnych produkcji („Głupi i głupszy 2: Kiedy Harry spotkał Lloyda” czy „Spadaj na ziemię” – innego z filmów braci Weitz) większość ze swoich filmowych tekstów improwizował – ponoć nawet w tej kwestii zaszantażował twórców, stawiając na szali rezygnację z projektu. Aktor przyznał też, że początkowo jego bohater miał być znacznie bardziej „creepy”, jednak postanowił wykreować postać o wiele bardziej dającą się lubić. Na freestyle zdecydowała się też Alyson Hannigan w scenie seksu z Jimem, kiedy to odgrywana przez nią Michelle krzyczała w momencie destrukcyjnego uniesienia: „Say my name, bitch!”.

https://www.youtube.com/watch?v=8sClW0qW9LA
Jason Biggs to odtwórca głównej roli Jima – chyba najczęściej ze wszystkich bohaterów wpadającego w krępujące tarapaty: młody Levenstein zbytnio podniecił się podczas pierwszego spotkania z wymarzoną Nadią (Shannon Elizabeth) dwukrotnie udowadniając swoją krótkodystansowość, ojciec przyłapał go w momencie uniesienia z szarlotką, w trakcie zabawy z samym sobą użył super glue zamiast lubrykantu, a już jako dorosły facet w „Zjeździe absolwentów” musiał radzić sobie z wdziękami rozebranej, zakochanej w nim sąsiadki Kary (to nowa postać, w którą wcielała się Ali Cobrin). Z samego Jasona podśmiewali się twórcy serialu „Family Guy” w odcinku „This Little Piggy”, kiedy to umierający dziadek aktora miał poradzić mu: „Zawsze bądź niewart zapamiętania”. Puentą żartu były słowa przechodniów sugerujące, że sława Biggsa nie jest oczywistą kwestią: „To tylko zwykły nieatrakcyjny gość, który nie jest sławny”.


Dużo w tym prawdy, ale jednak nie do końca – może i rzeczywiście Biggs nie stał się pierwszoplanową postacią branży filmowej, ale do CV może wpisać sobie udział w takich produkcjach jak „Orange Is The New Black”, „Przypadkiem wcielony” (na festiwalu w Taorminie został nawet wyróżniony nagrodą dla najlepszego aktora za ten film) czy „Dziewczyna z Jersey” Kevina Smitha. Urodzony w 1978 roku aktor w ostatniej części „American Pie”, przekraczając granice ekranowej męskiej golizny udowodnił też, że nie boi się nagości – stereotypowo przyjęło się, że w większości motywów z gatunku „full frontal” swoje wdzięki w pełni prezentują panie, tymczasem z okazji spotkania po latach Levenstein pochwalił się swoimi klejnotami... zgniecionymi przez przezroczyste wieczko garnka. Co więcej, sam aktor nie wyobrażał sobie zatrudnienia dublera i zażądał osobistego udziału w tej scenie.

Biggs, prywatnie szczęśliwy mąż aktorki Jenny Mollen i ojciec dwójki synów, ma na koncie także wieloletnią walkę z uzależnieniem od alkoholu i narkotyków. Kilka miesięcy temu na Instagramie przyznał się, że po latach nieudanych prób wreszcie wygrywa w tej batalii. W ramach ciekawostki dodajmy, że filmowy bohater Jasona był pochodzenia żydowskiego, jednak aktor ma korzenie włoskie oraz angielskie i wychowany został w chrześcijańskiej wierze.

Selfie na toalecie – czterdziestoletni Jim nie postarzał się zbytnio

W momencie premiery pierwszej części „American Pie” spora część młodych aktorów była raczej niedoświadczona – na tej płaszczyźnie wyróżniała się grająca chórzystkę Heather Gardner Mena Suvari, która niedługo wcześniej wystąpiła w świetnym „American Beauty” nagrodzonym w 2000 roku 5 Oscarami – to właśnie w tym filmie zaliczyła swoją pierwszą rozbieraną scenę. Odpowiedni wiek jest w pierwszej odsłonie serii z ciachem w tytule zresztą kwestią uwiarygadniającą – w przeciwieństwie do sporej części amerykańskich produkcji, w których nastolatków grali aktorzy już dawno obchodzący dwudzieste urodziny (Stockhard Channing w „Grease” miała 34 lata), duża część obsady filmu Weitzów była rzeczywiście dość młoda – znajdowali się wśród nich reprezentanci rocznika 1978 (Biggs), 1979 (Suvari, Chris Klein jako sportowiec Chris „Oz” Ostreicher, Natasha Lyonne – cyniczna Jessica) i 1980 (Thomas Ian Nicholas – nieśmiały Kevin, Eddie Kaye Thomas – Finch, ten od matki Stiflera). Nieco bardziej podkręconą metrykę mieli dwudziestokilkulatkowie: Shannon Elizabeth (1973), John Cho (1973 – to ten gość od okrzyku „MILF!”), Alysson Hannigan (1974) czy Tara Reid (1975). Oglądając „Zjazd absolwentów” łatwo zauważyć, że aktorzy nie postarzeli się zbytnio (głównie rzuca się w oczy dodająca mu lat broda Kevina), jednak wpływ czasu nie dla wszystkich był łaskawy – atrakcyjna w pierwszych częściach Reid nie wygląda zbyt dobrze po serii operacji plastycznych.


Niezbyt sympatyczny Stifler paradoksalnie stał się – nie tylko dzięki swojej matce, do której wzdychali licealiści – jednym z najbardziej lubianych bohaterów „American Pie”. Z pewnością nie byłoby to możliwe bez wcielającego się w postać Steve'a (wiedzieliście, że tak na imię?) Seana Williama Scotta. „Stifmeister” pakował się w obrzydliwe tarapaty: wypił piwo z dodatkiem męskiego bonusa (aby osiągnąć wiarygodny efekt, dodano do napoju białka jajek – to i tak wystarczyło aktorowi do zwymiotowania), w oczekiwaniu na romantyczne oblanie głowy szampanem został potraktowany „złotym prysznicem” w wykonaniu opitych piwem kolegów, czy zjadł psią kupę udając, że ze smakiem delektuje się czekoladką. No i oczywiście istotny był romans ofermowatego Fincha z jego matką, której słabość do młodych chłopaków była oczywista już od pierwszej części serii. Stiflerowi finalnie udało się jednak odegrać na niezbyt lubianym szkolnym koledze – na zakończenie „Zjazdu absolwentów” to Steve miał okazję bliższego spotkania z panią Rachel (w tej roli Rebecca De Mornay), i to na stadionie.

https://www.youtube.com/watch?v=UogbcQh36t0
Z małym rozrzewnieniem wraca się do końcówki XX wieku – w „American Pie” oldskulowe były stylówki (fryzura Oza a'la Backstreet Boys czy kolorowe ciuchy noszone przez wszystkich bohaterów), oldskulem zajeżdżała technika (kineskopowe telewizory i pionierskie zabawy kamerką internetową), nawet sposoby oglądania porno dziś już raczej nie uwzględniają analogowych form tej przyjemności (no bo kto potrzebuje kolekcji gazetek w szufladzie?). Także soundtrack do pierwszej części był kwintesencją lat dziewięćdziesiątych: znalazły się tam takie zespoły jak Blink 182 (autorzy „Mutt” – utworu, przy którym Jim biegł do Nadii – zaliczyli cameo w filmie, a perkusista Travis Barker został podpisany jako Scott Raynor – wcześniejszy bębniarz grupy) oraz zupełnie już zapomniane – zresztą, nigdy nieznane szerzej w Polsce – Goldfinger, Third Eye Blind czy Sugar Ray. W filmie pojawiły się też nuty takich wykonawców jak Hole, Fatboy Slim, Barenaked Ladies czy Everclear.

https://www.youtube.com/watch?v=tdx5rjDnNRc
Czy możemy spodziewać się kolejnej części „American Pie”? Raczej nie. Co prawda w 2012 roku zapowiadano piątą odsłonę przygód oryginalnej obsady, jednak temat wydaje się zamknięty. Sean William Scott w jednym z wywiadów przyznał, że „Zjazd absolwentów” nie zarobił wystarczająco, żeby porywać się na kolejny sequel. Ale kto wie – może za kilkanaście lat doczekamy się projektu „American Pie: Dom starców”?
12

Oglądany: 75008x | Komentarzy: 42 | Okejek: 206 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

09.05

08.05

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało