Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Najgłupsza zabawa z dzieciństwa III

39 920  
131   4  
Kliknij i zobacz więcej!No i kolejna część głupich zabaw. Nawet nie sądziłem, że tyle tego da się wymyślić. No ale jak widać, dziecięca wyobraźnia jest nieskrępowana niczym...

Wieki temu, w dziecięcym średniowieczu, tak koło 9 lat, kiedy to jeszcze na podłączenie telefonu czekało się 14 lat, a na półkach królował ocet, nie było komputerów i internetu, dzieci były skazane na swoją własną wyobraźnię. Dzieci przyjaźniły się wtedy ze sobą, a nie z telefonami czy komputerami, więc wytężywszy umysły wymyśliły wspaniałą zabawę. Zabawę w kosmonautów. Pewnie ciekawi jesteście, jak można się było bawić w kosmonautów bez komputera, HD, PS3 i plastikowych mieczy świetlnych. Już Wam wyjaśniam. Na początek muszę jednak powiedzieć, że kosmonautą mógł zostać tylko ten, kto nie znał lęku. Prawdziwy, można powiedzieć, twardziel. Bruce Willis i Arnold S. w jednym. Ale do rzeczy. Do osiedlowego sklepu AGD przewozili od czasu do czasu ruskie lodówki, takie które miały 190 cm wysokości. Rarytas zaraz po telewizorze Rubin (26"). Te lodówki były pakowane w ogromne kartony, około dwumetrowe.
"Zapożyczało się" sowiecką technologię kosmiczną prosto ze śmietnika i szło się z rzeczonym kartonem w ustronne miejsce za osiedlem, na tzw. "łączkę". Tam wybierało się przedstawiciela ziemian, a reszta stanowiła personel naziemny. Kosmonauta wchodził do "rakiety" z kartonu, personel zamykał klapy i... podpalał karton od dołu (tzw. zapłon silników). Szef kontroli lotów, który był szczęśliwym posiadaczem zegarka z 16 melodyjkami i STOPEREM (prezent na komunię), liczył czas, jaki kosmonauta przebywał "w kosmosie". Kiedy kosmiczny bohater nie mógł już przebywać dłużej w rakiecie z powodu braku atmosfery, katapultował się w dowolnym kierunku. Czym dłuższy czas spędzony w kosmicznej rakiecie - tym większy respekt na ziemi. Czasem kończyło się to przypalonym ubraniem, włosami itd. Na szczęście nikt nie odniósł poważniejszych obrażeń. Niestety, stałym dodatkiem do chwały był potworny smród. Z czasem matki przykukały nasze kosmiczne podróże i położyły im kres...
Ale cośmy pozwiedzali kosmos, to nasze.

by Ponury_Kosiarz

* * * * *

W czasach, kiedy się było małą i głupią, bawiło się w "supermarket". Tzn. trzeba było znaleźć odpowiednio duże mrowisko i poprzynosić różnych słodkości (zazwyczaj czekolada). Kładło się ją obok mrowiska razem z różnymi trawami i innymi. Mrówki czując słodycze wychodziły i przyklejały się do czekolady. Niektóre brały różne ziarnka piasku czy czegoś. To był supermarket, mrówki to była klientela. Klienci, którzy zamiast zapłacić tachali wszystko do mrowiska, byli starannie rozdeptywani. Do tej pory nie wiem, czym mrówki miałyby zapłacić.

by kozica_11 @

* * * * *

Z serii dowcipów dla ludu: brało się pieniążek, przeważnie 2 zł (już po denominacji) i przyklejało do chodnika, a później... Później patrzyliśmy, jak ludzie próbują podnieść, kopać, zdzierali sobie paznokcie... Pazerność ludzka nie zna granic.

Z kolei któregoś razu wpadliśmy na pomysł, żeby rozwalić puszkę po dezodorancie kamieniem. Dla lepszego efektu znaleźliśmy sporej wielkości kamień, tak że w dwóch ciężko było dźwignąć. Żeby był jeszcze lepszy efekt stwierdziliśmy, że najlepiej będzie zrzucić go z 4 piętra w bloku. Nie pamiętam, ile czasu zajęło nam wnoszenie, ale pewnie długo, bo kilka przerw trzeba było zrobić na odpoczynek. Za pierwszym razem nie trafiliśmy.
Za drugim też nie..
I za trzecim też nie...
Za czwartym razem wkurzeni mieszkańcy wynieśli nas na kopach.

by a_s_m_o_24

* * * * *

Za młodu mieliśmy zabawę pt. budka do wynajęcia. Chodziło o to, że szukaliśmy dołu po wapnie i siadaliśmy w jego rogach. Ten kto nie zdążył chodził wewnątrz od jednej osoby do drugiej i grzecznie mówił - dzień dobry, czy jest budka do wynajęcia? Zapytany grzecznie, lub mniej grzecznie, odpowiadał, że nie ma lub jeśli miał gest potwierdzał i wpuszczał osobnika ze środka dołu na swoje miejsce. Tym samym stawał się poszukiwaczem budki do wynajęcia. I tak w kółko...

by jagielekwarka

* * * * *

Zabawa polegała na włażeniu jak najwięcej osób do pustego dużego pudła, najlepiej po telewizorze. Potem wystarczyło poturlać się z górki. Zabawa kończyła się, kiedy karton się rozlatywał po około 10 turlaniach.

by Koogar

* * * * *

Pamiętam jak bawiliśmy się z płazami skocznymi czyli żabami. Grupka ok. 4 osób, po uprzednim złapaniu swojego ulubieńca, budowała domki, jeziorka i inne full wypasione rzeczy. Po tym wrzucaliśmy w to "miasteczko" nasze pupilki i tak mijały dni i tygodnie. Kto by się spodziewał, że będą to pierwsze Simsy w naszym życiu.

Przez spory czas, bo jakieś 3-4 lata, byłem w gangu. Nazywaliśmy się Koty i była to zbieranina wszystkich dzieciaków z osiedla. Mieliśmy zasady rekrutacji (nacieranie pokrzywami albo złapanie dorosłego kota). Pamiętam jak dzieciaki z sąsiednich ulic zazdrościli nam, że jesteśmy takie debeściaki. Najlepsza przygoda jaką z tym wspominam to czas, gdy budowane były w mojej okolicy kanalizacje i leżała cała masa ogromnych plastikowych rur. Wchodziły tam 3 osoby, a reszta turlała je z okolicznej górki. A potem ucieczka przed ochroną i każdego dnia cykl się powtarzał.

by zawend88 @

* * * * *

Przez kilka lat mojego dzieciństwa mieszkałam na wsi. Dookoła domu było mnóstwo łąk z wysoką trawą. Chodziłyśmy tam z siostrą i koleżankami i "zastawiałyśmy pułapki". Polegało to na tym, że związywałyśmy ze sobą dwie kępy trawy tak, że powstawała pętla. Potem bawiłyśmy się tam w berka albo po prostu ganiałyśmy i liczyłyśmy, ile razy kto "wpadł w pułapkę". Największą radochę jednak sprawiało nam, kiedy na łąkę szedł ktoś dorosły i nie patrzył zbyt uważnie pod nogi...

Kolejną durną zabawą było budowanie domków. Niby nic, ale my te domki budowaliśmy na drzewach albo na dachach, a materiały do budowy - cegły i dechy - rzucaliśmy do siebie. Raz jeden wpadliśmy na "genialny" pomysł zbudowania wyciągu z bloczkami i wciągania wiaderka z cegłami na linie. Niestety nikt z nas nie był wtedy inżynierem i wyciąg nie wytrzymał ciężaru. Moja siostra tylko cudem uniknęła rozwalenia głowy.

Ale szczytem wszystkiego były moje samotne wypady pod czechosłowacką wtedy jeszcze granicę. Miałam jakieś siedem lat, a do granicznego lasu jedynie trzy, może cztery kilometry polnej drogi. Chodziłam tam co jakiś czas i szukałam żołnierzy. Miałam przy tym niezłego stracha, bo wierzyłam - zresztą nie całkiem bezpodstawnie, skoro były to czasy PRL-u - że strażnicy, jak tylko mnie zobaczą, zaczną strzelać.

by Gilren @

* * * * *

Z racji posiadania dość oryginalnej koleżanki i zboczenia biologicznego (u obu z nas) już od dzieciaka dokonywałyśmy mniej lub bardziej dziwnych rzeczy. I tak:
- mieszałyśmy sodę oczyszczoną z kwaskiem cytrynowym i wodą w probówce (otrzymanej od mamusi) i wybuchami terroryzowałyśmy osiedle...
- tę samą mieszaninę wykorzystywałyśmy w celu robienia tzw. gołębiego g**na na balkonie sąsiada - po zaschnięciu dawała przepiękny kolorek i ciężko było rozpoznać falsyfikat,
- ratowałyśmy "bakterie" wyławiając różne dziwactwa z kałuż i nadając im dziwne nazwy. W ten sposób dorobiłyśmy się 3 słoików "sezamków" i słoika "młotków", który w ciągu nocy ewoluował w mieszkaniu koleżanki w chmarę komarów...
- zbierałyśmy grzybki trujaczki po osiedlu, ugniatałyśmy na papkę, a następnie, wykorzystując papierki po lodach Lulkach, wyciskałyśmy wypasione kupsztale na środku chodnika przed klatką każdego, kto nam tylko podpadł, po czym z krzaków obserwowałyśmy dumnie delikwentów wdeptujących w "nasze" g**na.
- często terroryzowałyśmy nasze młodsze siostry urządzając im np. pokój strachu z pająkami, duchami, pajęczynami i innymi dziwactwami, po czym zmuszałyśmy je do siedzenia w takim pokoju (ciekawe swoją drogą, czy rodzice kiedykolwiek się o tym dowiedzieli ).
- chcąc w spokoju pobujać się na huśtawkach rozpoczynałyśmy wielce inteligentne dysputy o "ha-dwa-o" i "ce-ha-trzy" i innych takich dziwadłach, wybuchach, zniszczeniach itp. co sprawiało, że dzieciarnia uciekała aż pieprz rośnie,
- przyprawiałyśmy dzieci o niemalże zawał serca, a na pewno zawroty głowy, pozwalając im powąchać amoniak ... skutków chyba nie muszę opisywać...

Było tego jeszcze duuuużo, ale przynajmniej się spełniamy, bo obie poszłyśmy na studia w kierunku biologiczno-chemicznym

by paula54

* * * * *

Jak byłem młody, w 2000 roku, pojechaliśmy z rodzicami i kuzynami nad morze do Łeby. Mieszkaliśmy nad jeziorem Sarbsko. To było w sierpniu, akuratnie w tym czasie zatonął okręt podwodny "Kursk" na morzu Barentsa. Wtedy to z bratem i kuzynem wymyśliliśmy zabawę właśnie o nazwie "Kursk". Jak to nad jeziorem - żab jest pełno, każdy z nas łapał sobie jedną małą żabkę, braliśmy od rodziców puszkę po piwie, wkładaliśmy do niej żabkę, dociążaliśmy całość kamykami i ciskaliśmy do jeziora. W całej zabawie chodziło o to, żeby nasza żaba-rozbitek wróciła na brzeg. Wygrywał ten, którego żaba wróciła najszybciej. Teraz jak to wspominam to szkoda mi tych niektórych żabek, które nie wróciły.

by kantry23

* * * * *

Klasa 3 - 4, szkoła podstawowa. Będąc u dziadków na wakacjach kąpaliśmy się w kałuży na drodze (to była naprawdę kosmicznie wielka kałuża). Do dziś pamiętam jak wychodziliśmy z niej, żeby samochody mogły przejechać, a każdy kierowca miał oczy jak spodki patrząc na nas.

Innym razem bawiliśmy się w wojnę. Wyglądało to tak, że w lesie każdy sobie robił bunkier z ziemi, gałęzi i czego kto znalazł (każdy bunkier był w zasięgu innych). Potem zbierało się szyszki, żołędzie i się tym rzucaliśmy całymi dniami, potem do tego doszły takie zielone młode szyszki, cholernie twarde i lepiące się. Potem do użytku weszła zwykła ziemia, patyki, co kto złapał. Dziwne, że w sumie większych urazów nikt nie doznał poza siniakami.

by Azjolnerub @

A czy Ty także masz takie wspomnienia z dziwnych zabaw? Podziel się tą wiadomością ze mną. Kliknij w ten link, a w temacie wpisz Najgłupsza zabawa. Znaczek @ za nickiem oznacza osobę niezarejestrowaną w serwisie Joe Monster.

Oglądany: 39920x | Komentarzy: 4 | Okejek: 131 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało