Dziś przeczytacie m.in. o tęsknocie za bratem i poznacie historię z pogrzebu dziadka, będzie też modlitwa wioskowego pijaczka i podróżowanie z Matką Polką.
Nikt z nas nie jest doskonały i wszyscy popełniamy błędy. Na szczęście, najlepsze życiowe lekcje wyciągamy właśnie z takich sytuacji. Czasem jednak fajnie jest nauczyć się czegoś na cudzych błędach.
Odbiór filmu opartego na prawdziwych wydarzeniach zawsze różni się
od jakiegokolwiek innego seansu. To chyba właśnie ta świadomość
sprawia, że trochę łykasz najbardziej nawet niedorzeczną fabułę,
no bo przecież „to wydarzyło się naprawdę”. Kiedy jednak
dowiadujesz się, że zostałeś zrobiony w balona, nabity w butelkę,
przebolcowany na sucho przez filmowców, to pałasz chęcią dania
komuś w ząb. Niestety, takich sytuacji jest całkiem sporo i czas
najwyższy rozprawić się z kilkoma „biograficznymi” dziełami
wielkiej kinematografii.
Większość filmów, o której mówimy, to produkcje oparte na
książkach, których autorzy sprzedali swoim czytelnikom ładne
historie mające z prawdą tyle wspólnego, co radykalne feministki z
maszynkami do golenia. Często dopiero po latach okazuje się, że
sprzedane w milionowych nakładach, tomiszcza to stek ładnie
napisanych kłamstw i nic poza tym.
#1. „Niepokonani”
– historia wielkiej ucieczki, która nigdy nie miała miejsca
W 2010 roku do kina
zawitała, oparta na popularnej publikacji polskiego autora,
produkcja w reżyserii Petera Weira. Sławomir Rawicz, bo to on był
autorem wspomnień opisanej na kartach „Długiego marszu”,
opowiedział swoim czytelnikom o tym, jak w 1941 roku, wraz z grupą
innych więźniów uciekł z syberyjskiego gułagu i musiał odbyć
„spacer” o długości 6000 kilometrów.
Bohaterowie mieli
przedostać się przez mroźne tereny Rosji, dostać się na pustynię
Gobi, zahaczyć o Chiny i Mongolię, dotrzeć do Indii, a stamtąd
przejść do Iranu. Film „Niepokonani” są ekranizacją tejże
książki, a główne role powierzono takim gwiazdom jak Colin
Farrell i Ed Harris.
Zastanawiające jest
to, że w 2006 roku, czyli cztery lata przed premierą produkcji, na
jaw wyszło oszustwo, którego dopuścił się Rawicz. Wtedy to
telewizja BBC opublikowała dokument bazujący na rosyjskich aktach.
Okazało się, że autor książki został zwolniony z gułagu w
1942, w ramach amnestii udzielonej polskim zesłańcom przez Związek
Radziecki. Polak wcale nie odbył tego koszmarnego marszu, ale wraz z
innymi naszymi rodakami został przetransportowany do portu, wsiadł na pokład statku i przez Morze
Kaspijskie dotarł do Iranu. Dodatkowo autorowi wytknięto całą
masę innych, kompromitujących błędów i ewidentnych bujd, które
zawarł w swej książce.
#2. „Milion małych
kawałków”, a może raczej „Milion małych kłamstw”?
W 2018 roku premierę
miał film opowiadający dramatyczną historię uzależnionego od
alkoholu i narkotyków przestępcy, który to będąc już na samym
dnie, postanawia ogarnąć swoją kuwetę i trafia do środka
odwykowego.
Bohater musiał przejść przez prawdziwe piekło i stoczyć
nierówną walkę z własnymi demonami, aby skierować swoje życie
na właściwe tory. Mimo że napisana przez Jamesa Freya biograficzna
powieść, której ekranizacją była ta produkcja, przyjęła się
raczej z mieszanymi reakcjami, to „Milion małych kawałków”
spodobało się Oprze Winfrey. Znana amerykańska prezenterka
umieściła tę pozycję w swoim programie Klub Książki, gdzie
zaprosiła autora na wywiad. Dzięki pomocy celebrytki, powieść
trafiła na listę bestsellerów stając się jednocześnie wielką
motywacją dla osób walczących z nałogami.
Wkrótce jednak
pojawiły się głosy sugerujące, że Frey troszkę naściemniał…
Opisane przez niego życie przestępcze, aresztowania, a nawet
najbardziej chyba szokujący opis kanałowego leczenia zębów bez
uprzedniego podania znieczulenia, to historie wyssane z palca.
Kolejne przekłamania, których miał dopuścić się pisarz, wytykane
mu były regularnie, więc Frey zaczął tłumaczyć się problemami
z pamięcią i zniekształconym odbiorem rzeczywistości powstałym
na skutek odstawiania środków odurzających. Z czasem zmienił
jednak retorykę i przyznawał, że wprawdzie historia jest
prawdziwa, ale została nieznacznie podkolorowana. Pisarz
pojawił się ponownie w programie Oprah, gdzie został przez nią
publicznie zrugany i bezceremonialnie oskarżony o oszukanie milionów
czytelników.
Po tak
spektakularnym wybiciu szamba, wydawca „Miliona małych kawałków”
przeprosił swoich klientów i rozpoczął akcję zwracania pieniędzy
czytelnikom, którzy to poczuli się wyrolowani przez Freya.
#3. „Papillon” –
kolejna ucieczka wymyślona przez jej rzekomego bohatera
Henri Charrière był
francuskim pisarzem, który zasłynął książką pt. „Papillon”.
Opowiedział on w niej swoje nieprawdopodobne perypetie, podczas
których wielokrotnie uciekał z więzienia. Do kicia trafił po tym,
jak to miał zostać niesłusznie skazany za zabójstwo. Powieść ta
doczekała się przynajmniej dwóch ekranizacji, w tym wybitnego filmu ze
Stevem McQueenem i Dustinem Hoffmanem. Ostatnie przeniesienie historii Charrière’a na
ekran miało miejsce całkiem niedawno, a główne role zagrali
wówczas Rami Malek i Charlie Hunnam. Tym samym kolejny już raz widzom sprzedano
produkcję „opartą na faktach”, co jak już od jakiegoś czasu
wiadomo – mocno mijała się z prawdą.
Charrière nie
planował sprzedawania tej książki jako pamiętnika, tylko jako
zwykłą powieść. To wydawca – Robert Laffont zdołał przekonać
pisarza do tego szwindla. Czytelnicy uwierzyli więc w to, że Francuz został niesłusznie
oskarżony o zabicie swojego przyjaciela, trafił do więzienia, z
którego uciekł, a następnie regularnie umieszczany był w
kolejnych (co raz to piekielniejszych) zakładach karnych, z których
to zawsze udawało mu się dać dyla. Autor przedstawiał siebie jako
skłonnego do bójek awanturnika o gołębim sercu, co sprowadzało
się do tego, że często miał spuszczać łomot więziennym
zakapiorom, których zachowanie uważał za daleko odbiegające od
moralnego. Ostatecznie bohater został zesłany do kolonii karnej na
Diabelskiej Wyspie, skąd miał zwiać na tratwie zrobionej z
kokosów. W końcu, dzięki wrodzonemu sprytowi, udało mu się
nakłonić sędziego do złagodzenia wyroku. W międzyczasie
przystojny i czarujący Henri pomieszkiwał w tropikalnym,
wenezuelskim pueblo, gdzie wdał się w romans z dwiema, seksownymi
siostrami i każdej z nich zrobił dziecko.
Jaka jest prawda? Oczywiście znacznie mniej kolorowa. Henri był zwykłym, paryskim przestępcą, który prawdopodobnie
faktycznie zamordował swojego kolegę, za co trafił na ciężkie
roboty w Gujanie Francuskiej. I rzeczywiście stamtąd zwiał. Złapany,
zamknięty został w izolatce i znów uciekł. Ukrywał się przez
jakiś czas w Wenezueli, nigdy natomiast nie został zesłany na
Diabelską Wyspę. Ta była bowiem więzieniem dla osób, które
dopuściły się zdrady stanu lub szpiegowania na korzyść wrogich
państw. Charrière większość swoich przygód zmyślił, a z
dokumentów wynika, że był raczej cichym, spokojnym i uległym
więźniem, a nie zabijaką, za jakiego się podawał na łamach swej
książki.
Pisarz do końca
życia upierał się jednak, że historia przez niego opisana jest
prawdziwa, a gdy na sklepowych półkach pojawiła się publikacja
Gérarda de Villiersa podważająca kłamstwa Henriego, ten bardzo
się zdenerwował i usiłował doprowadzić do wycofania jej ze
sprzedaży, co tylko dodatkowo obnażyło cały szwindel. Jest jeszcze wielka ściema, która zaowocowała jednym z najlepszych filmów w historii kina kopanego lat 80. Koniecznie przeczytajcie o historii "Krwawego sportu"!
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą