Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Śmieszne zdarzenia, które przytrafiły się Bojownikom

36 291  
207   29  
Jedna z Bojowniczek na grupie fejsbukowej JM napisała, że potrzeba jej dużo śmiechu na poprawę nastroju i poprosiła resztę towarzystwa o podzielenie się zabawnymi historiami z życia. Ludzie się rozkręcili i opowiastki popłynęły szerokim strumieniem.

Wynajmowaliśmy z mężem mieszkanie na 9 piętrze, o wdzięcznym numerze 49. Pewnego pięknego dnia postanowili odwiedzić nas teście. Zadzwonili domofonem, weszli do klatki, no więc otworzyliśmy drzwi i czekamy, aż podjadą windą. Słyszymy, że winda się tłucze, na chwilę cichnie, po czym rusza dalej. Zatrzymuje się na naszym piętrze i ze środka wychodzą lekko spięci teściowie (wtedy mieli około 60 lat), kiedy nas zobaczyli, teściu mówi z wyraźną ulgą: udało się!
Okazało się, że pierwszy raz w życiu korzystali z windy i kiedy do niej wsiedli, wcisnęli 4 i 9, czyli nr mieszkania, do którego chcieli się dostać. Kiedy winda zatrzymała się na 4 piętrze i okazało się, że numeracja się nie zgadza, trochę się wystraszyli. Dobrze, że 49 wypadało na 9 piętrze, bo byśmy ich musieli szukać.

Kobieta wychodzi z budynku przez rozsuwane drzwi. Nagle zatrzymuje się w nich, zawraca i podchodzi do mnie z pytaniem:
– Przepraszam bardzo, bo tu jest wejście, a gdzie jest wyjście z budynku?

Akcja miała miejsce jakieś 10 lat temu w poprzedniej pracy.
Firma wykańczała pomieszczenia biurowe, więc nasze tymczasowe biura były zlokalizowane w takim tymczasowym modułowym budynku. Budynek ten nie był podpięty do systemu kanalizacji, tylko wszystko ze zlewów i toalet szło do zbiornika podziemnego. Jako że miało to być rozwiązanie tymczasowe, olali granicę przemarzania gruntu. Niestety przyszły silniejsze mrozy, które trochę potrzymały.
Kiedy zauważono, że woda opieszale przemieszczała się do zbiornika, osoba, która się tym zajmowała, stwierdziła, że zbiornik jest już pełen i trzeba wezwać szambowóz. Siedząc przed komputerem, widziałem, jak podjechał C-360 z beczkowozem. Wrzucili rurę i zaczęli wypompowywać zawartość. Opróżnienie zbiornika nie pomogło, co było logiczne, bo rura odpływowa była w strefie przemarzania. Woda jak sączyła, tak kontynuowała swą zawrotną prędkość przepływu. I tu zaczyna się akcja właściwa. Jeden z osobników znajdujących się przy zbiorniku i beczkowozie wpadł na pomysł: "a może odwrócić bieg pompy"?
Powiem tak... jak dobrze, że:
– klapy od toalet były opuszczone,
– drzwi kabin były zamknięte,
– drzwi od toalety były zamknięte...



Znajomy opowiadał, jak w Norwegii zmieniał koło i mu palec utknął w piaście. I on idzie do najbliższego bloku w Oslo zimą i zaczyna dzwonić domofonem do kolejnych drzwi. W końcu ktoś mu otworzył i nawet się zainteresował, o co chodzi, mimo że Norwegowie mają w dupie sąsiadów, a co dopiero innych. Więc ten mu tłumaczy łamanym angielskim i rosyjskim, bo innych nie znał, że potrzebuje pomocy i trzeba zadzwonić po pogotowie techniczne. Norweg zrozumiał i go zaprosił do siebie, by sam zadzwonił i ten z tym kołem na ręce telepie się na ostatnie piętro, a z racji na to, że to prawa ręka, to prosi Norwega, by mu wykręcił numer, bo telefon jeszcze taki stary, z kółkiem. A później próbuje z tym kołem dogadać się przez ten telefon ze służbą. W końcu Norweg się zlitował i za niego złożył meldunek. Ostatecznie zdjęli mu tę felgę z dłoni, a bał się, że skończy się amputacją palca.

Kiedyś po pijaku narzygałem swojej dziewczynie na głowę.

Za dzieciaka byłem na kolonii. Mieliśmy tam takiego bully boya, który każdego maltretował, był strasznie nieprzyjemny. Opiekunki nie miały na niego wpływu. Przedostatniego dnia pobytu poczekaliśmy do późnej godziny, aż uśnie. Wzięliśmy taboret, postawiliśmy na nim rondel z ciepłą wodą i wsadziliśmy do tej wody wystającą spod kołdry dłoń bully boya. Cudownie było patrzeć na jego poranną zaczerwienioną twarz i oszczane gacie.



Jechałem kiedyś tramwajem w godzinach szczytu, przede mną stała kobieta. Dojeżdżamy do mojego przystanku i pytam jej:
– Pani wychodzi?
– A panu?

Kolega wracał po ostrym pijaku do domu. Kilka bloków od domu zaczepił go patrol policji i chciał go zabrać na wytrzeźwiałkę, ale znajomy wyjaśnił, że tu zaraz mieszka.
– A będzie ktoś, żeby się panem zająć?
– Tak, tak, mieszkam z bratem.
Odprowadzili go pod same drzwi, kolega je otworzył, wszedł do mieszkania i okazało się, że brata akurat nie ma.
No to co zrobił?
Wyszedł, zamknął drzwi, poszedł z policjantami do radiowozu i pojechali na izbę. W tamtym momencie był przekonany, że tak trzeba i nie ma absolutnie innego wyjścia. Policjanci podobno byli mocno zdziwieni, ale nie protestowali.

Akurat tego wieczoru mieliśmy imprezę przebieraną, a kolega w szczycie swojej kreatywności włożył sobie prowizoryczną koloratkę, o której pijany zupełnie zapomniał.
W drodze do domu zatrzymała go policja, miał już pokazać dokumenty, ale jak tylko rozpiął kurtkę, żeby je wyjąć usłyszał "szczęść Boże" i policjanci odjechali, zostawiając go totalnie zmieszanego. Dopiero w domu zrozumiał, co to się odjaniepawliło.

Egzamin poprawkowy z fizyki, 300 zbłąkanych dusz w największym auditorium novum, lato, sukienka i szpile 12 cm. Biurko profesora na środku sceny, a schody do wejścia najwyraźniej były dla mnie za daleko, bo poszłam przez sam środek. Może egzaminu nie zdałam, ale cóż to była za praktyczna lekcja praw fizyki ciążących na mojej sukience, kiedy wypierdoliłam orła na brzuch i poczułam, jak sukienka zakrywa mi głowę, odsłaniając dupę. Dobrze, że ławki były w układzie à la Koloseum, więc nikt z obecnych nie przegapił tego spektaklu. Amen.



Byłam kiedyś na festiwalu muzycznym w Spodku. Zespół główny miał rozdawać autografy, więc ludzie się wręcz rzucili. Wyglądało to tak, że z bramek zrobione było "wąskie gardło" przed zespołem, zespół siedział przy długim stole, a obok (równolegle do bramek) był podest wysokości ok. 2 metrów, na którym stali ochroniarze. Ja stałam w kolejce jak człowiek, ale koleżanki w szale wyrwały się naprzód i szybko znalazły się w "wąskim gardle". Tam jednej z nich zaczęło się robić duszno, słabo i w ogóle panika, więc ochroniarze ją zaczęli wyciągać z tłumu na ten podest. No i tak jakoś niefortunnie ją złapali, że podwinęła jej się spódnica, więc jej tyłek zobaczyli wszyscy festiwalowicze i cały zespół.
Autografu nie dostała.

Czasy studenckie, wtedy można było jeszcze dostać w mordę na mieście, jak się chodziło po niewłaściwych ulicach. Impreza, alkohol się skończył, więc wysyłamy dwóch dzielnych śmiałków po uzupełnienie zapasów. Długo nie wracali, a jak już wrócili, to bez alko, ale za to z obitą gębą, i snują opowieść:
Zaczepiła ich grupka kibiców, coby odciążyć ich z telefonów i portfeli. Oni niespecjalnie chcieli się z nimi rozstawać, więc wywiązała się bójka. Oberwali dość dobrze, więc poszli na pogotowie.
Po badaniach lekarz mówi do jednego z nich: Zębów tu niestety nie wstawiamy, ale wychodzi na to, że nie ma pan nawet wstrząśnienia mózgu, więc nie jest źle.
Kumpel: (sepleniąc) No, scenście w niescenściu.

Akt pierwszy
Chodziłem na kurs kaskaderów filmowych (tak, mam certyfikaty! Ale nie robiłem w Hollywoodzie...) i w ramach zajęć mieliśmy skoki na poduchę strażacką bez zabezpieczenia. Skakaliśmy z 12 metrów tak, by po wylądowaniu nic nam nie było. Ogółem fajna zajawka i polecam wszystkim, by trochę adrenaliny łyknąć.

Akt drugi
Był to czas, kiedy odbywał się skok ze stratosfery Felixa Baumgartnera (nazwisko pewnie przekręciłem), który pod brandem Red Bulla leciał z jakichś 42 km. Chyba wszystkie telewizje na świecie nadawały to na żywo, także ja, zajarany, również chciałem to obejrzeć. Byłem wtedy po swoją dziewczynę w jej pracy i ponaglam, byśmy zdążyli wrócić do domu:
– Kochanie, wychodź, zaraz Felix będzie skakać i chcę to obejrzeć.
– Ale o co chodzi?
– (tłumaczę)... No i będzie skakać z 42 kilometrów!
– ...(Po namyśle, wybałusza oczy i pyta) ALE TO BĘDZIE MIAŁ WIĘKSZĄ PODUSZKĘ JAK TY?!
Tak, blondynka.



Sytuacja 1:
Siedzę sobie w pracy, dzwoni telefon stacjonarny na moim biurku. Odbieram. Kierownik z piętra wyżej.
– Yyy... Krzysiu, słuchaj, przyjdź do mnie.
No to idę. Korytarz. Schody. Korytarz. Chwilę to trwało. Otwieram drzwi.
– No cześć. Co chciałeś?
– Słuchaj, wysłałem ci maila.

Sytuacja 2:
Ten sam kierownik mówi do kolegi:
– Słuchaj, zadzwoń no do pana X i zapytaj o to i tamto.
Jakieś dziesięć minut później kierownik pyta tego kolegę:
– I co, dzwoniłeś?
– No dzwoniłem, ale nie odebrał.
– Ale kto nie odebrał?

Moim obecnym pracodawcą jest gość, u którego oblałam egzamin 20 lat temu. Na poprawce zadawał mi pytania tak długo, aż zdołał wystawić mi 3. W listopadzie mam ocenę pracowniczą, będzie w komisji...

Kiedyś na turnusach rehabilitacyjnych w Mielnie skumplowałam się z Włochami (he, he). Obaj policjanci, obaj z synami. Jeden z chłopaków mocno poturbowany cieleśnie, ale duch po ojcu, a ojciec z tych, co kurwiki w oczach. Schodzą obaj na obiad, spóźnieni. Ojciec bordowy na twarzy, widać, że zaraz mu wentyl trzaśnie, ale kurwiki mu się śmieją. A chłopak rozłożony na wózku brechta się jawnie, aż czkawki dostał. Siadają do stołu, my w ciszy czekamy na opowieść.
W skrócie: syn zamknął ojca w kiblu. Ten musiał przez okienko skakać na trzecim piętrze po skosie na balkon, żeby się z kibla wydostać. W międzyczasie słyszał syna, jak się zwija ze śmiechu pomiędzy jedną ojcowską klątwą a drugą. Na nasze pytanie "no ale czemu nie otworzyłeś tych drzwi w końcu?", chłopak rzucił swoim typowym, sparaliżowanym trochę tonem: "Aaa boo ja uumiem zamyyykać, aale nie umieeeem otwieeeerać".
Kocham go za to do dziś.
13

Oglądany: 36291x | Komentarzy: 29 | Okejek: 207 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

10.05

09.05

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało