Siema, byczku, to wy przyjechaliście do mnie po zioło? – tymi słowami dobry ziomek zagadał do siedzących w samochodzie ludzi, którzy okazali się być... policjantami.
Historia tego człowieka na pewno będzie zapamiętana na długo i być może on sam stanie się miejscową żywą legendą. Wszystko miało miejsce na warszawskim Bemowie, gdzie służbę odbywał patrol z zespołu wywiadowczego. Zagadał do nich pewien człowiek i rozpoczął od słów:
Siema, byczku, to wy przyjechaliście do mnie po zioło?
No i w tym momencie było już było pozamiatane. Ciekaw jestem reakcji policjantów, ale jak powiedziała nadkomisarz Marta Sulowska z Komendy Rejonowej Policji Warszawa IV, niedoszły sprzedawca:
Kiedy zorientował się, że ma do czynienia z policjantami, od razu odrzucił od siebie kilka gramów marihuany. Funkcjonariusze zatrzymali go, a narkotyki zabezpieczyli.
W toku dalszych czynności sprawdzono mieszkanie 28-latka, gdzie znaleziono 130 gramów narkotyków i cały ekwipunek potrzebny do podziału towaru przed dystrybucją. W Prokuraturze Rejonowej Warszawa-Wola podejrzany usłyszał cztery zarzuty karne. W sumie grozi mu do 10 lat pozbawienia wolności. Zastosowano wobec niego także trzymiesięczny areszt.
Żeby było ciekawiej, to nie jest jakaś bardzo rzadka sytuacja. Podobna miała miejsce w tym roku w Kutnie. Chociaż i tak nic nie przebije sytuacji z miejscowości Rgielsko, kiedy 24-latek wpierw zaoferował do sprzedaży narkotyki, a gdy zorientował się, że ma do czynienia z policjantami, uderzył jednego z nich w twarz. Najlepsze, że po zatrzymaniu sprawcy okazało się, że nie ma on przy sobie nic na sprzedaż.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą