Dzisiaj opowiemy wam o smutnym losie „Tęczowego Wojownika”, dowiecie się o tragicznej historii mieszkańców pewnej polskiej wsi oraz zdradzimy wam, kto zgładził najsamotniejsze drzewo na świecie...
13-letni Tupolew Tu-134 odbywający kurs z Ho Chi Minh do Phnom Penh, z 60 pasażerami i 6 członkami obsługi na pokładzie, rozbił się podczas podejścia do lądowania o godzinie 14:00 czasu lokalnego, 3 września 1997 roku.
Jak stwierdzono w wyniku śledztwa, przyczyną katastrofy był błąd pilota, który postanowił kontynuować schodzenie, mimo iż nie widział pasa startowego. Próbował jeszcze podnieść maszynę, gdy uderzył w drzewa, ale było już za późno na ratunek i samolot uderzył w ziemię.
Sam wypadek przeżyło pięć osób, które zostały przewiezione natychmiast do szpitala. Po kilku godzinach przy życiu została już tylko dwójka – Chanayuth Nim-anong, 14-miesięczny chłopczyk z Tajlandii, który miał złamane nogi, oraz czteroletni wietnamski chłopiec, który doznał urazu głowy. Jak się później okazało, Nim-anong przeżył jako jedyny, gdyż 4-latek zmarł w wyniku odniesionych obrażeń.
Samolot przeleciał nad dachem domu mieszkalnego i wylądował na drodze dla wozów. Jedno skrzydło maszyny ścięło łby dwóm krowom pasącym się na polu.
Wstępne plądrowanie miejsca katastrofy zostało przeprowadzone przez lokalne wojsko i policję. Po usunięciu ciał wieśniacy przywłaszczyli sobie większość pozostałych rzeczy osobistych i części samolotu, w tym rejestratory lotu.
W okresie II wojny światowej wieś Michniów została wcielona do Generalnej Guberni.
W 1943 roku w okolicznych lasach siekierzeńskich pojawił się oddział Jana Piwnika ps. „Ponury”, który rozpoczął działalność partyzancką.
W nocy z 2 na 3 lipca 1943 roku partyzanci przeprowadzili atak na pociąg niemiecki na stacji Łączna, w wyniku którego zginęło 8 osób, a 30-40 zostało rannych.
Do planujących odwet nazistów dotarła informacja przekazana m.in. przez volksdeutscha Jekla z Zagnańska, że to mieszkańcy wsi Michniów wspomagają partyzantów.
12 lipca pomiędzy godziną trzecią a czwartą rano wokół Michniowa zacisnął się podwójny pierścień okrążenia. Niemcy przeprowadzali brutalne aresztowania i mordowali bez litości. Ogółem tego dnia Niemcy zamordowali w Michniowie 102 osoby, w tym
95 mężczyzn w wieku od 16 do 63 lat, 5 dzieci w wieku od 5 do 15 lat i
2 kobiety (44 i 48 lat). Wszystkie kobiety i dzieci zginęły od kul bądź
pchnięć bagnetem. 23 mężczyzn zastrzelono, pozostali zginęli zamknięci w
stodołach i spaleni żywcem. Kilka osób wywieziono do Auschwitz, kilkanaście kobiet wysłano na przymusowe roboty. Pacyfikacja wsi trwała około 11-12 godzin.
Przed południem 12 lipca wieść o tragedii Michniowa dotarła do oddziału Ponurego. Po naradzie dowództwa grupa partyzantów ruszyła w stronę wsi. Po dwugodzinnym marszu dotarli na miejsce, ale Niemców już tam nie było.
W nocy z 12 na 13 lipca partyzanci Ponurego przeprowadzili akcję odwetową – atak na pociąg niemiecki w odległości około kilometra od Michniowa. Zatrzymano pociąg cywilno-wojskowy i ostrzelano go. W wagonach „Nur für Deutsche”, strzelano do wszystkich pasażerów i pozostawiono napis „ZEMSTA ZA MICHNIÓW”.
Część mieszkańców Michniowa na wieść o ataku partyzantów w pośpiechu opuściła wieś.
Następnego dnia niemieccy policjanci powrócili do Michniowa, doszczętnie paląc wieś i mordując niemal wszystkich przebywających tam Polaków.
Łącznie podczas pacyfikacji Michniowa życie straciły co najmniej 204 osoby, w tym 54 kobiety i 48 dzieci.
Okupacyjne władze zakazały odbudowy wsi i uprawy okolicznych pól. Obecnie w Michniowie znajduje się Mauzoleum Martyrologii Wsi Polskich.
3 września 1989 roku legendarna Maracana w Rio de Janeiro była świadkiem ostatniego meczu eliminacji do mistrzostw świata w 1990 roku.
Wszyscy oczekiwali wielkich emocji, bo gospodarze – a także ich rywal,
Chile – walczyli o przepustki na włoskie stadiony.
Sytuacja w tabeli była arcyciekawa. Obie drużyny miały w tabeli tyle
samo punktów. W lepszej sytuacji była jednak ekipa z „Kraju Kawy”,
dzięki lepszemu bilansowi bramkowemu. Brazylijczykom wystarczał remis,
aby cieszyć się z awansu na mundial.
Na boisku wszystko układało się perfekcyjnie. „Canarinhos” prowadzili
1:0, gdy do końca spotkania zostało dwadzieścia minut. Maracana zaczęła
już świętować, bo nic nie wskazywało na to, że Chile odwróci losy meczu
Nagle stała się rzecz nieoczekiwana, która zmroziła serca milionów Brazylijczyków. Wszyscy z przerażeniem spoglądali w kierunku pola karnego przyjezdnych, gdzie leżał bramkarz Chilijczyków Roberto Rojas. Sytuacja była poważna. Bramkarz Chile upadł chwilę po tym, gdy z
trybun poleciała raca. Z twarzy zawodnika „La Roja” zaczęła sączyć się
krew. W takim wypadku decyzja sędziego mogła być tylko jedna – przerwał mecz, a nad Canarinhos zawisło widmo walkowera i brak udziału w mundialu.
Mimo licznych protestów świadków, którzy twierdzili, że raca wybuchła dobry metr od bramkarza, nie było żadnych dowodów. W 1989 roku na stadionie było zaledwie kilka kamer, a one podążały tylko za akcją piłkarzy.
Na szczęście znalazł się na stadionie jeden fotograf, który uwiecznił na fotografiach moment wybuchu petardy i reakcję bramkarza. W ciągu kilku godzin udało się wywołać zdjęcia i całe oszustwo wyszło na jaw. Sam szef brazylijskiej federacja piłkarskiej poleciał do Szwajcarii, do siedziby FIFA, aby nie zakwestionowano dowodów.
Osaczony Rojas przyznał się do winy. Miał w rękawicy ukrytą żyletkę, którą zadał sobie rany. Spisek, który był ukartowany przez prawie całą chilijską drużynę, opracowano jeszcze długo przed pierwszym gwizdkiem.
FIFA nie miała litości dla Chilijczyków. Pierwszą karą było przyznanie
Brazylii zwycięstwa walkowerem 2:0, co oznaczało awans na MŚ 1990.
Następnie Chile zostało wykluczone z mundialu, który odbył się cztery
lata później, a Rojas został dożywotnio zdyskwalifikowany (tak samo jak
trener i lekarz zespołu).
Drzewo z Tenere było akacją z gatunku
Acacia tortilis, która rosła samotnie w Ténéré, pustynnym regionie Nigru. Ponieważ była jedynym drzewem w promieniu 400 kilometrów, uznano ją za najbardziej osamotnione drzewo na świecie. Stała się czymś w rodzaju drogowskazu dla przemierzających pustynię karawan oraz jedynym punktem orientacyjnym, który zaznaczano na mapach tego regionu.
Drzewo mogło przetrwać dzięki bardzo rozłożystemu i głębokiemu systemowi korzeni, który sięgał około 40 metrów w głąb ziemi.
Fotografia ta pochodzi z 1961 roku – wówczas to wiek drzewa z Tenere szacowano na 300 lat. 12 lat później drzewo powalił podobno pijany libijski kierowca ciężarówki. Dziś w tym miejscu stoi metalowy pomnik.
Po ataku nowozelandzka policja zatrzymała dwóch francuskich agentów, a czwórce pozostałych udało się uciec. Rząd francuski, mimo iż początkowo zaprzeczał, finalnie przyznał się do zorganizowania zamachu na terenie Nowej Zelandii.
Spowodowało to ostry konflikt między oboma krajami. Francuzi uważali, że skoro przeprosili i zgodzili się zapłacić odszkodowanie, to obaj agenci powinni być im wydani. Nowozelandczycy z kolei uznali, że wody portów podlegają wyłącznej jurysdykcji państw jako części ich terytorium, więc zamachowcy będą sądzeni w „Kraju Długiej Białej Chmury” i skazali ich na 10 lat więzienia.
Takie rozwiązanie zaostrzyło tylko konflikt między oboma państwami. Francja zagroziła Nowej Zelandii sankcjami gospodarczymi.
Finalnie oba rządy oddały spór pod arbitraż Sekretarza Generalnego ONZ Javiera Péreza de Cuéllara. Rozjemca zobowiązał Francję do wystosowania oficjalnych przeprosin oraz wypłacenia odszkodowania w wysokości 7 milionów dolarów, a skazani agenci mieli zostać wydani władzom ojczystym w celu odbycia kary więzienia we francuskiej bazie wojskowej na jednej z wysp Polinezji Francuskiej.
Wbrew zawartym ustaleniom władze francuskie przedterminowo zwolniły agentów z odbywanej kary, a żeby udobruchać Nowozelandczyków, to wypłacono im kolejne 2 miliony rekompensaty...
Greenpeace podała Francuzów do sądu i wygrała odszkodowanie w wysokości 8 milionów dolarów. Za te pieniądze kupili sobie... nowego i o wiele lepszego Tęczowego Wojownika, który w przyszłości wielokrotnie wypływał na Mururoa.
Carlos Eduardo Robledo Puch był cichym i nieśmiałym chłopcem z dobrego domu, w którym nigdy nie brakowało pieniędzy. Mimo to obrał drogę przestępstwa i w ciągu niecałego roku zastrzelił z zimną krwią kilka niewinnych osób.
Na morderczy szlak wszedł wraz z niejakim Jorge Ibanezą 15 marca 1971 roku, kiedy to okradli lokalną dyskotekę Enamor, a Puch z zimną krwią zastrzelił właściciela i nocnego stróża. Potem nastąpiła dalsza seria napaści i bezsensownych morderstw.
Aresztowany został 4 lutego 1972 roku i oskarżony o 11 morderstw, jedno usiłowanie zabójstwa, 17 kradzieży, dwa porwania, jeden gwałt i jedno usiłowanie gwałtu.
Za zbrodnie został skazany na dożywotnie pozbawienie wolności w więzieniu o podwyższonym bezpieczeństwie Sierra Chica w Olavarría. Od 2000 roku ma prawo ubiegać się o zwolnienie warunkowe, jednak w 2008 i 2013 sąd odrzucił jego petycje. Wielokrotnie prosił o wykonanie na nim kary śmierci, ale nie obowiązuje ona w Argentynie.
W 2022 roku minęło 50 lat, odkąd Puch trafił za kratki, co czyni go najdłużej odbywającym karę więźniem w Ameryce Południowej. Nadal utrzymuje, że jest niewinny...
W 1931 roku w Krynicy-Zdroju odbyły się Mistrzostwa Świata i zarazem Mistrzostwa Europy w hokeju na lodzie. Biało-Czerwoni rozegrali trzy bardzo dobre mecze, pokonali Francję 2:1, Szwecję 2:0 oraz bezbramkowo zremisowali z Czechosłowacją. Przegrali z faworytami: USA, Kanadą i Austrią. Dzięki temu zajęli 4. miejsce w MŚ oraz zostali wicemistrzami Europy. W Mistrzostwach Świata triumfowała Kanada przed USA i Austrią.
Źródła:
1,
2,
3
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą