Zdjęcia, które pokazują, dlaczego strach przed głęboką wodą to nie przelewki
Talassofobia to irracjonalny lęk przed morskimi głębinami, pojawiający się nawet wtedy, kiedy nie stanowią one realnego zagrożenia. Czy jednak aby na pewno nie ma się czego bać? Te zdjęcia pokazują, że w jakimś tam stopniu mamy jednak powody do pewnych obaw.
Ten artysta, mimo aparycji kinowego amanta, zawsze wciela się w
postacie dziwaków, introwertyków lub ekscentrycznych odludków.
Wielka szkoda, że osobisty konflikt z toksyczną eksmałżonką tak
odbił się na jego karierze. W efekcie pomówień i obyczajowego
skandalu, który rozgrywa się na oczach całego świata,
gwiazdor prawdopodobnie stracił właśnie możliwość powrotu do
jednej ze swych ulubionych ról. Mowa oczywiście o pewnym niedomytym
piracie, który podbił serca widzów chyba w każdym wieku. Biorąc
pod uwagę, że mowa tu o wiecznie zapijaczonym, syfilitycznym
cwaniaku, może i słabo to świadczy o naszych wzorach do
naśladowania, no ale cóż –Kapitana Jacka Sparrowa po prostu nie da się
nie lubić!
O ile kapelusz
noszony przez naprutego rumem bohatera stał się jego znakiem
rozpoznawczym, to już aktor, który wcielał się w tę postać, nie
za bardzo o niego dbał. W rezultacie charakterystyczne nakrycie
głowy regularnie lądowało w wodzie i momentalnie szło na dno.
Ciągły deficyt zastępczych kapeluszy doprowadzał do szewskiej
pasji zarówno pracowników garderoby, jak i samego projektanta
strojów noszonych przez obecnych na planie aktorów. Po utracie
kolejnego już rekwizytu ekipa wpadła na pomysł, aby wykonać jego
replikę z gumy. Kapelusz wyglądał dokładnie tak samo jak jego
skórzany odpowiednik, ale w przeciwieństwie do niego –
nie tonął!
O ile gubienie
nakrycia głowy zdarzało się aktorowi nader często, to już z
wielką troską musiał on dbać o swoje dwa pistolety. Wszystkie
dostępne na planie rekwizyty tego typu były replikami broni
pochodzącej z XVIII wieku. Wszystkie, oprócz pukawek Deppa, które
wykorzystano w kilku jedynie scenach. Mowa o ujęciach, w których
bohater musi z pistoletów strzelać.
Wówczas korzystał on z
prawdziwych flint z 1765 roku! Na szczęście ekipa filmowa nie
musiała wypożyczać ich z muzeum. Broń udało się kupić od
pewnego handlarza z Connecticut.
Któż lepiej może
znać weneryczne zagwozdki i choróbska roznoszone drogą płciową
niż człowiek regularnie korzystający z usług portowych wywłok?
Nie chcemy psuć wam wizerunku ekranowego pirata, ale musimy to
powiedzieć – Jack ma syfa! Filmowcy przemycili do pierwszej części
filmu mały „easter egg”. A jest nim
ropiejący wrzód
zlokalizowany na szczęce Sparrowa. W każdej kolejnej odsłonie jego
przygód ta niepokojąca zmiana skórna jest coraz większa i
bardziej zauważalna.
Zanim to kapitan
Czarnej Perły stał się najpopularniejszym morskim patałachem w
historii kinematografii, minąć musiało naprawdę wiele dekad,
podczas których każda próba reanimacji tzw. kina pirackiego
zazwyczaj kończyła się klęską. Przed Johnnym Deppem najbardziej
znanym aktorem, który sportretował zabijakę dowodzącego statkiem
pełnym parchatych przestępców był
Errol Flynn.
I to właśnie na wyglądzie pirata z filmu „Captain Blood” artysta koncepcyjny Mark
Mccreery oparł pierwszy szkic postaci Jacka Sparrowa. To dzięki
Deppowi i jego sugestiom wizerunek bohatera wyewoluował w kierunku osoby, którą dziś wszyscy znamy.
Depp tak bardzo
zaangażował się w tworzenie swej postaci od podstaw, że chwilami
jego szalone pomysły musiały być blokowane przez studio filmowe.
Dlatego też aktor, aby przeforsować swoje wizje, musiał chwytać
się sprytnych forteli. I tak na przykład pewnego razu zaczął
domagać się, aby kapitan Jack Sparrow nie miał nosa, bał się
pieprzu i posiadał złote uzębienie. Szefostwo ze studia Disneya
odrzuciło tę propozycję, ale nie chcąc sprawiać artyście
zawodu, zasugerowało, że jego bohater będzie mógł pochwalić się
paroma złotymi zębami. Jako się później okazało,
dokładnie
taki plan miał gwiazdor – pragnął, aby jego bohater posiadał
jedynie kilka zębów ze złota.
Jak powszechnie
wiadomo, szykując się do roli Sparrowa, Johnny bardzo inspirował
się wizerunkiem i ekscentrycznym zachowaniem Keitha Richardsa –
gitarzysty The Rolling Stones. Miłą więc niespodzianką dla fanów
serii było pojawienie się tego legendarnego muzyka w trzeciej
części serii. Mogliśmy go potem zobaczyć w kolejnej części
„Piratów z Karaibów”, ale niestety w „Zemście Salazara”
Richards nie powrócił do roli ojca Jacka.
Muzyk zajęty był
wówczas graniem na wiośle podczas trasy koncertowej swego zespołu.
I chociaż fizycznie
Keitha nie było na planie, to pojawił się on dosłownie na moment
w jednej, retrospekcyjnej sekwencji, w której naprawdę nieźle
wyszedł zabieg cyfrowego odmłodzenia twarzy Johnny’ego Deppa.
Uważny widz zauważy wówczas, że stojący na drugim planie pirat
wygląda dokładnie tak jak Richards… w wersji gdzieś z okolic 1969
roku.
Praca nad produkcją
„Piraci z Karaibów: Na nieznanych wodach” była wyjątkowo
uciążliwa dla filmowców. A wszystko to przez paskudną, deszczową,
brytyjską pogodę. Przemarznięci i wiecznie mokrzy członkowie
ekipy mieli więc pełne prawo do pomstowania. Nieoczekiwanie
zastrzyk morale przyszedł ze strony głównej gwiazdy tego
przedsięwzięcia. Johnny Depp postanowił kupić każdej z obecnych
na planie osób ciepły,
przeciwdeszczowy płaszcz. A że nad filmem
pracowało ich wówczas 500, artysta wydał na te prezenty ponad 60
tysięcy dolarów!
A to akurat fakt, w
którym nie pojawia się bełkoczący pirat. Wiele ze scen kręconych
na potrzeby „Skrzyni umarlaka” realizowano na jednej z bardzo
mało zaludnionych wysp Dominikany. I chociaż plenery te były
wyborne, to ekipa szybko przekonała się, że sporym problemem było tam przemieszczanie się. A filmowy sprzęt swoje przecież waży... Wytwórnia Walta Disneya musiała więc wyłożyć niemały hajs na
stworzenie dróg, którymi filmowcy mogliby poruszać się pomiędzy
lokacjami. A mimo to do wielu miejsc trzeba ich było transportować
łodziami lub
helikopterami…
Michael Eisner –
ówczesny szef wytwórni Walta Disneya – był bardzo rozczarowany
fatalnym odbiorem produkcji „Country miśki” i obawiał się, że
nowy, napędzany gigantycznym budżetem projekt wytwórni
również poniesie klęskę. Jego pesymizm jeszcze bardziej pogłębił
się, gdy zobaczył pierwsze fragmenty „Klątwy Czarnej Perły”.
Eisner nie krył swojej irytacji związanej z postacią graną przez
Deppa. Głośno zastanawiał się, czy bohater filmu jest
gejem, czy też może zwykłym pijaczyną. Głowa wytwórni
stwierdziła nawet, że aktor grający pierwszoplanową postać
doprowadzi do
katastrofy tej produkcji. Ciekawi jesteśmy jak Eisner
zareagował, gdy Depp za swój występ dostał nominację do Oscara,
a fani na całym świecie zaczęli głośno domagać się kolejnej
części „Piratów z Karaibów”.
„Piraci z
Karaibów” powstali… w 1967 roku, a pracę nad tym projektem
prowadził sam Walt Disney. Mowa oczywiście nie o filmie, ale o
jednej z atrakcji parku rozrywki należącego do wytwórni. Jednej z
większych atrakcji – warto dodać. W jej tworzeniu wykorzystano
setki animatronicznych modeli zwierząt i ludzi. Po sukcesie
kolejnych części filmów inspirowanych tym szalenie popularnym
elementem Disneylandu, jego właściciele zdecydowali się
przemycić do swojej atrakcji postaci znane z dużego ekranu. Może
i więc „Piraci z Karaibów” faktycznie mają 55 lat, ale Jack
Sparrow dołączył do bandy morskich zbójcerzy
stosunkowo niedawno!
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą