Dzisiaj dowiecie się o pewnym dziwactwie Hemingwaya, dowiecie się, jaki okrutny los spotkał Charlesa Vaccę oraz co zdarzyło się we wsi Chodżały w lutym 1992 roku.
„Suszyć, skruszyć, zmielić, zważyć, podgrzać, zalać i
zaparzyć” – radził kiedyś pan Kleks, jak przyrządzić wywar na
bazie pełnego opium soku z makówki. Wprawdzie potem, nieco
przewrotnie, sugerował, aby powstałą substancję wylać i oddać
się rekreacji na świeżym powietrzu, ale kto by go tam słuchał…?
Przecież nie od dziś wiadomo, że w dawnych aptekach można było
kupić całą gamę „łakoci”, które każdego amatora
narkotycznych tripów mogły bez trudu wysłać na orbitę.
1. Dyskotekowe „ciasteczko” do tańczenia w rytmie funk
Zsyntezowany w 1951
roku związek chemiczny o nazwie metakwalon jest substancją o
działaniu sedatywnym, która do USA trafiła w formie leku
Quaalude-300. Zdecydowanym plusem tego specyfiku było to, że
wywoływał stany bardzo zbliżone do barbituratów – powodował
delikatną senność, rozluźnienie mięśni, błogość, a w nieco
większych dawkach – delikatną euforię. W przeciwieństwie do
medykamentów na bazie kwasu barbituranowego, metakwalon nie miał
tak dużego potencjału uzależniającego. Tak w każdym razie lek
ten reklamowali producenci. Nie wspominali jednak, że stosunkowo
łatwo go można było przedawkować. A to często oznaczało
uszkodzenie systemu nerwowego, hipertonię, awarię nerek, a w
skrajnych przypadkach śpiączkę i zatrzymanie akcji serca.
Mimo tych zagrożeń
tabletki Quaalude-300 odegrały dość istotną rolę w rozkręcaniu imprez klubowych końca lat 60. i początku 70. Kojarzycie pamiętną
scenę z „Wilka z Wall Street”, kiedy to główny bohater połyka
o kilka tabletek za dużo i staje się bezwładny niczym worek
ziemniaków? To właśnie efekt działania Quaalude – rekreacyjnego
umilacza czasu, który chociaż lata swej świetności miał już
wtedy za sobą, ale nadal w pewnych kręgach cieszył się prawdziwym kultem.
W jaki sposób ten
sedatywny lek trafił do młodzieżowych klubów? Okazuje się, że
dzieciaki chętnie zaglądały do apteczek swych łykających środki
nasenne i inne psychoaktywne piguły rodziców. Pewne wartości wynosi się z domu, powiadają.
W pewnym momencie powstawać zaczęły nawet specjalne kluby
zwane „barami z sokami”, gdzie ich bywalcy zamiast opijać się
alkoholem, ładowali w siebie potężne dawki metakwalonu –
substancji często określanej mianem „cytrynek” albo
„dyskotekowych ciasteczek”. Obecnie w wielu krajach (w tym także
w Polsce) lekarstwa zawierające ten związek nie są dopuszczone do
handlu. Co jednak ciekawe – środek ten nadal cieszy się ogromną
popularnością w… Afryce. To dlatego, że w latach 80. tabletki z
metakwalonem były na ogromną skalę przemycane do krajów Czarnego
Lądu i zdołały zdobyć sporą rzeszę miłośników, którzy
sięgają po ten lek do dziś.
2. Żeby „bombelek”
się nie stresował
Pentobarbital to
związek z grupy barbituranów, który w latach 30. ubiegłego wieku
zawitał do amerykańskich aptek jako Nembutal. Lek ten reklamowany był jako bardzo dobry środek do
podania „małym pacjentom”, gdy ci na przykład boją się
badań podczas wizyty u pana doktora. Silnie uzależniający, łatwy
do przedawkowania środek uspokajający był jednym z wielu lekarstw tego typu,
który miał swoich fanów wśród szukających euforycznych wrażeń
hippisów.
Od dobrych dwóch dekad większość silnych leków
uspokajających, które niegdyś zawierały barbiturany, obecnie w
miejscu tych związków posiadają znacznie bezpieczniejsze
substancje z grupy benzodiazepin.
Pentobarbital nadal
jednak jest używany. W Holandii na przykład przyjmują go osoby
decydujące się na eutanazję, a w niektórych stanach USA podaje
się go dożylnie podczas egzekucji osób skazanych na śmierć.
3. Napruty opium
niemowlak nie będzie się skarżył na ból wyrzynających się
ząbków
Jeśli uważacie, że
podawanie dziecięciu środka wykorzystywanego do uśmiercania
przestępców jest przegięciem, to wiedzcie też, że niektóre
niemowlaki miały też całkiem fajne doświadczenia związane z
ząbkowaniem. Lek o nazwie laudanum pojawił się na aptecznych
półkach w XIX wieku i miał być remedium na wiele różnych
dolegliwości – od bóli menstruacyjnych, przez zapalenie opon
mózgowych, aż po żółtą febrę. Mimo że produkt ten był niczym
innym jak alkoholową nalewką zawierającą dość imponującą
dawkę opium, nikt nie twierdził wówczas, że laudanum jest mocno
uzależniającym środkiem narkotycznym. Ba, uważano wręcz, że
to doskonały „suplement diety” dla brzdąców, które drą japę
podczas ząbkowania.
Podawana dziecięciu na łyżeczce opiumowa
gorzała sprawiała, że ból małych dziąsełek znikał w
okamgnieniu. Cóż – jak by nie patrzeć, specyfik otrzymywany przez
wysuszenie mleka z niedojrzałych makówek od setek lat chwalony był
za swoje właściwości przeciwbólowe i uspokajające. Każdy
kochający rodzic mógł więc odetchnąć z ulgą, widząc swe
spokojne dziecko, które z uśmiechem na ustkach odbywa wojaż po
innych wymiarach i nie skarży się na dyskomfort związany z
wyrzynaniem się zębów.
4. ...a jakby nie
podeszło mu opium, to pani Winslow miała mocniejszą alternatywę
Czytając o całkiem
efektownej gamie narkotycznych środków, które niegdyś rodzice
podawali swoim maluchom, można odnieść wrażenie, że 100-150 lat
temu życie niemowlaka musiało być bardzo wesołe. Opium na
swędzące dziąsła, barbiturany na uspokojenie, heroinka na
kaszelek… No dobra – a co jeśli maluch uważał, że samo mleko
z makówki dobre jest dla cieniasów, a prawdziwi smakosze narkotyków
twardych sięgają po mocniejsze łakocie?
Z pomocą takim
wybrednym, małym ćpunkom szła niejaka pani Charlotte N. Winslow,
która w amerykańskim stanie Maine otworzyła fabrykę syropów dla
dzieci. Jednym ze sztandarowych jej produktów był środek dla
ząbkujących szkrabów. Wyjątkowo skuteczny – warto dodać.
Trudno się dziwić – łagodzący dyskomfort pacholęcich dziąseł lek zawierał 65 mg czystej morfiny (czyli najmocniejszego z
alkaloidów obecnych w opium właśnie) w 30 ml płynu. Dziecko po
wypiciu małej dawki tego syropku było dosłownie nokautowane
tym narkotykiem i zasypiało jak kamień.
Problem w tym, że
czasem był to sen wieczny. Syropek pani Winslow można było łatwo
przedawkować. Już w 1911 roku Amerykańskie Stowarzyszenie Medyczne
zaczęło domagać się usunięcia tego zabójczego produktu z aptek.
Nie nastąpiło to jednak zbyt szybko. Morfinowy syrop wycofany
został ze sprzedaży dopiero w latach 30.
5. Psychoaktywny grzyb
na nieregularne miesiączki
Istnieje całkiem
sporo udokumentowanych przypadków, kiedy cała populacja mieszkańców
średniowiecznych wsi dostawała masowych halucynacji. Bardzo często
towarzyszyły tym stanom silne przykurcze kończyn, które to utrudniały
prawidłową cyrkulację krwi, co często kończyło się martwicą
tkanek. Takie są właśnie efekty zatrucia sporyszem – cystą
pasożytniczego grzyba atakującego niektóre zboża. Głównym
alkaloidem odpowiadającym za omamy jest tu ergotamina – związek
chemiczny, który wykorzystywany jest jako substrat podczas syntezy
LSD.
Sporysz w pewien
sposób zdołał jednak zostać „oswojony” jeszcze zanim grzyb
ten trafił do laboratoriów i poddano go naukowej analizie.
Okazuje się, że niewielkie dawki sporyszu podawane były na
przykład kobietom, aby zmniejszyć krwawienie (ergotamina działa
obkurczająco na naczynia krwionośne) po porodzie lub w szczególnych
przypadkach – aby wywołać aborcję.
Na początku
ubiegłego wieku w aptekach można było kupić Ergoapiol – lek
będący połączeniem sporyszu oraz... wyciągu z nasion pietruszki.
Taki specyfik w odpowiednich dawkach miał leczyć dolegliwości
związane z bolesnymi okresami oraz pomagać w uregulowaniu cykli
miesiączkowych.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą