To przecież oczywiste, że po sukcesie filmu powstanie jego
sequel. Najlepiej taki napompowany większym budżetem, z jeszcze
większą ilością wszelkiej masy fajerwerków i z gościnnym
udziałem tuzina pierwszoligowych gwiazd. Niestety wiele z tych
produkcji nigdy nie zostało zrealizowanych i prace nad kolejnymi częściami kinowych przebojów utknęły gdzieś pomiędzy fazą
pisania scenariusza a żebraniem o duży hajs. Czy jest czego
żałować? Cóż – z doświadczenia wiemy, że bardzo rzadko
zdarza się, aby taka powtórka z rozrywki swoją świeżością przebiła
oryginał.
„Kto odkrył Królika Rogera?”
Wyreżyserowana w
1988 przez Roberta Zemeckisa komedia pt. „Kto wrobił Królika
Rogera?” była prawdziwym majstersztykiem zarówno pod względem
fabularnym, jak i technicznym. Jeszcze nigdy wcześniej połączenie
kreskówkowej animacji z grą żywych aktorów nie robiło tak
wielkiego wrażenia. Warto dodać, że pierwsze testowe nagranie z
Rogerem i jego ponętną partnerką Jessicą Rabbit powstało już w
1981 roku i miało być wabikiem dla studia Disneya, które
ostatecznie wyłożyło 30 milionów dolarów na ten projekt.
Zaciągnięte do współpracy studio Amblin i stojący na jego czele
Steven Spielberg wywalczyło prawa do wykorzystania w filmie całej
plejady sławnych animków. Ten szalony pomysł był strzałem w
dziesiątkę – film zarobił grubo ponad 300 milionów dolarów i
do dziś uważany jest za dzieło kultowe.
Krótko po premierze
tej produkcji Nat Maudlin napisał scenariusz kolejnego filmu o
Rogerze. Tym razem miał być to prequel zatytułowany „Roger
Rabbit: The Toon Platoon”, w którym to seksowna Jessica porwana
zostaje przez nazistów, a tytułowy zajęczak odkrywa, że jego
ojcem jest… królik Bugs. Jako że łączenie Holokaustu z
animowanymi cudakami mogło być dość ryzykowne, na początku lat
90. scenariusz został przerobiony. Tym razem widzowie mieli obejrzeć
historię pierwszych sukcesów tytułowego bohatera na Broadwayu.
Nakręcona w 1998 roku krótka zajawka łączyła w sobie film
aktorski z animacją rysunkową oraz CGI.
Nagranie to trafiło
do rąk grubych ryb z wytwórni Disneya i… nie zrobiło na nich
zbyt dużego wrażenia. Tym bardziej że budżet, jakiego domagali
się filmowcy, miał tym razem oscylować w okolicach 100 milionów
dolarów. Projekt przepadł więc i nic nie wskazuje na to, aby ktoś
chciał jeszcze kiedyś do niego wrócić.
„Bodyguard 2”
W 1992 roku kina
należały do Kevina Costnera i Whitney Houston. Melodramat z wątkami
sensacyjnymi pt. „Bodyguard” wyciskał łzy, a śpiewany przez
Houston poruszający pikawę kawałek ze ścieżki dźwiękowej tego filmu rozbrzmiewał
dosłownie wszędzie. Był sukces, musiał więc być i następca tej
produkcji!
Kevin Costner bardzo chciał kuć żelazo póki ciepłe i
przedstawił producentom szkic fabuły kolejnej części filmu. Tym
razem jego bohater miał być ochroniarzem pewnej pięknej i bardzo
wrażliwej księżniczki, którą to postać zagrać miała…
księżna Diana. Lady Di zareagowała na tę propozycję dość
entuzjastycznie i ponoć bała się tylko sceny, w której miałoby
dojść do namiętnych pocałunków z Costnerem. Aktor zapewnił ją
jednak, że zadba o psychiczny komfort swojej ekranowej partnerki.
Niestety tragiczna śmierć Diany w 1997 roku pokrzyżowała jej
marzenia o aktorskiej karierze.
Costner nigdy jednak
nie porzucił planów realizacji drugiej części jednej z
najbardziej kasowych produkcji, w jakiej kiedykolwiek zagrał i do
dziś w różnych wywiadach rozważa powrót do roli dzielnego
ochroniarza.
„Czy leci z nami
pilot?” po raz trzeci
Ta komedia to
prawdziwa klasyka kina i wzorcowa wręcz parodia modnych w latach 70.
filmów o katastrofach w przestworzach. Ta niskobudżetowa – bo
zasilana budżetem o wysokości zaledwie 3,5 miliona dolarów –
produkcja przyniosła jej twórcom 171 milionów dolców zysku!
Powstanie kontynuacji było kwestią (krótkiego) czasu. Jim Abrahams, David
Zucker, Jerry Zucker – twórcy oryginału nie wrócili jednak na
plan drugiej części „Czy leci z nami pilot?”. Może to i
dlatego następca ich dzieła znacznie słabiej poradził sobie w
kinach i zarobił ledwie ułamek tego, co poprzednik? Nie zniechęciło
to jednak filmowców do rozpoczęcia prac nad trzecią częścią... I film
ten pewnie by powstał, gdyby nie sprzeciw aktora grającego głównego
bohatera – Robert Hays stwierdził, że jego udział w tym
przedsięwzięciu sprawiłby, że jako artysta zostałby
zaszufladkowany i w przyszłości mógłby mieć problemy ze
znalezieniem innych, ciekawych ról. Niestety, patrząc na
późniejszą filmografię Haysa, trudno znaleźć role, które
mogłyby przynieść mu większą sławę…
„Bitwa o Ziemię
2”
To „dzieło”
jest prawdziwą legendą – filmem, który pojawia się w każdym
możliwym zestawieniu o najgorszych produkcjach w historii kina.
Zdobywca 9 Złotych Malin i obiekt drwin widzów ma swoje korzenie w
umyśle L. Rona Hubbarda – pisarza SF i założyciela kościoła
scjentologicznego. W 1982 roku krótko po publikacji książki
„Battlefield Earth” przesłał jej kopię do Johna
Travolty, który od siedmiu już lat był bardzo oddanym członkiem
społeczności scjentologicznej.
Autor miał nadzieję, że gwiazdor
pomoże w przeniesieniu powieści na duży ekran. Niestety, Travolta w tamtym
czasie borykał się z pewnymi problemami – zagrał w paru gniotach
i jego reputacja nieco na tym ucierpiała. Nie porzucił jednak
planów ekranizacji książki i dopiero kilkanaście lat później
wrócił do tego tematu. Jak wiadomo, skończyło się to sromotną
klęską…
Jako że film „Bitwa
o Ziemię” przedstawia jedynie połowę wydarzeń z powieści,
oczywistym było, że Travolta i jego ekipa mieli bardzo ambitne
plany zakończenia tej historii. Druzgocąca
wręcz katastrofa przedsięwzięcia sprawiła, że nikt nie
chciał nawet myśleć o kontynuacji i plan ten porzucono, tym samym pozostawiając całą masę wątków „Bitwy o Ziemię”
otwartych na oścież.
„Prawdziwe
kłamstwa 2”
Gdzieś pomiędzy
„Terminatorem 2” a „Titanikiem” James Cameron nakręcił
bardzo przyjemną komedię sensacyjną, będącą wdzięczną
interpretacją francuskiego filmu pt. "La Totale!”. Film miał
dość spory budżet (ok. 120 milionów dolarów), ale i tak zarobił
trzykrotność tej sumy. Dodatkowo zyskał dość przychylne opinie
krytyków, a widzowie piali z zachwytu, oglądając scenę erotycznego
tańca w wykonaniu Jamie Lee Curtis.
Niedługo po
premierze „Titanica” Cameron chciał ponownie spotkać się z
Arnoldem Schwarzeneggerem oraz resztą obsady na planie kontynuacji
„Prawdziwych kłamstw”. Parę miesięcy przed rozpoczęciem zdjęć
miała miejsce seria ataków terrorystycznych, w wyniku której
runęły dwie wieże World Trade Center. Po tym wydarzeniu reżyser
zdecydował się zrezygnować z prac nad tym filmem. Powód? Głównymi antagonistami w scenariuszu „Prawdziwych kłamstw 2”
byli przestępcy należący do terrorystycznej sekty
radykalnych islamistów zwanej „Karmazynowym Dżihadem”. Cameron
słusznie uznał, że po tragedii, która miała miejsce,
jakiekolwiek żarty z podkładania bomb przez arabskich ekstremistów
byłyby po prostu nie na miejscu.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą