Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Wielka księga zabaw traumatycznych LXVII

23 117  
3   6  
Kliknij i zobacz więcej!Benzyna może być niebezpieczna. I to zarówno w małych, jak i w dużych ilościach. Ponadto bardzo niebezpieczne jest także rodzeństwo. Zarówno młodsze, jak i starsze. Ale nade wszystko niebezpieczne są pomysły naszych bohaterów...

Nie powtarzajmy tego! Nigdy! Osobom o nie wypaczonej psychice stanowczo odradzamy lekturę, pozostałych zapraszamy, im i tak jest wszystko jedno...

APARAT

Mając 14 lat nosiłam aparat ortodontyczny-taka plastikowa kluska z dodatkowymi widełkami u dołu żeby złączyć rozjechane zęby. Widełki te sprawiały, że w czasie noszenia aparatu nie byłam w stanie się odzywać. Pewnego razu brat doprowadził mnie do szewskiej pasji i zapominając, że jestem uzbrojona w aparat otworzyłam usta, co skończyło się wbiciem widełków na jakieś 3 cm w dolne podniebienie.
Dopiero widok wypływającej z ust krwi uzmysłowił mi co się stało. Dzisiaj mam proste zęby, ale przez 2 lata nosiłam aparat stały.

by Niezarejestrowany

* * * * *

KOSA

Wcześniej jeszcze, gdy brat uczył się chodzić, a ja uczęszczałem do przedszkola. Koledzy wprowadzili mnie w tajemnice sztuk walki - KOSĘ (kucając z wyprostowaną nogą podcina się ofiarę)!!!
Nie wiem co mnie napadło, ale gdy byliśmy na działce u cioci podjąłem próbę wykonania pierwszej w moim życiu kosy... A ten kamlot wyrósł tam złośliwie... Ja zdobyłem nową umiejętność, ale moja mama straciła trochę nerwów i czasu na opieprzanie pierworodnego, a mój brat ząb.

by Umcio

* * * * *

LATAJĄCY TALERZ

Miałam wtedy może z 9 lat. Bawiłyśmy się z moją młodszą siostrą przy naszym bloku. Nudziło nam się niemiłosiernie, więc dla zabicia czasu pożyczyłyśmy od kogoś ’latający talerz’. W pobliżu znalazłyśmy długi na 2 metry drąg (przekrój - kwadrat o boku 10 cm na 10 cm!). Siostra położyła go na niskiej ławeczce i próbowałyśmy wystrzelić go ręcznie w powietrze, ale marne dawało to efekty. Wymyśliłam więc, że ona powiesi się na gałęzi drzewa i jak ja już położę ten talerz, ona skoczy na drąg i efekt będzie o wiele, wiele lepszy. Co postanowiłyśmy tak zrobiłyśmy. Siostra wdrapała się na gałąź, a ja chciałam jeszcze tylko poprawić talerz leżący na drugim końcu drąga. Już się nachyliłam. W ostatnim momencie świadomości zobaczyłam, że siostra spada z gałęzi i drąg z ogromną szybkością zbliżający się do mojej twarzy. Bolało!

by Casica

* * * * *

BĄCZEK

Gdzieś w okolicach V klasy podstawówki pojawiła się moda na zabawę w tzw. "bączki". Były to odpowiednio spreparowane nakrętki od wódki w których robiło się dziurkę, napełniało mieszaniną saletry z cukrem, zatykało tą gumką z nakrętki a następnie podpalało przez otworek. Tak przygotowany "bączek" wznosił się na skutek bardzo szybkiego spalania i wytworzonego odrzutu. Oczywiście każdy z nas miał worek z nakrętkami i drugi z paliwem, którym bączki napełniało się na bieżąco. Pewnego dnia bawiliśmy się na wąskim małym podwórku u kolegi. Ponieważ zapowiadała się długa zabawa wziąłem ze sobą poważny zapas (ok. kilograma) paliwa w papierowej torebce po cukrze. W pewnym momencie tuż po podpaleniu okazało się, że źle zamocowałem denko, prysnęła iskra i zapalił się kilogramowy worek. Mgła snuła się jak mleko do wysokości II piętra. Oszczędzę cytowania słów które padały z okien. A my wialiśmy korzystając z zasłony dymnej.

by Niezarejestrowany

* * * * *

BOMBARDOWANIE

Przypomniała mi się pewna historia z dzieciństwa - od zawsze byłem piromanem-praktykiem. Gdy miałem jakieś 6-7 lat ulubioną zabawą było "bombardowanie". Brało się jakąś grubą folię - podpalało - podnosiło na kiju i wtedy płonące kawałki foli fajnie spadały na... różne rzeczy. Trudno było "bombardować" i być niezauważonym - dlatego najważniejszą rzeczą było wybranie dobrego miejsca. Kiedyś wybrałem takie miejsce - pod wielkim stogiem słomy... Paliłem sobie spokojnie folie, "bombardowałem" szałasy, które wcześniej zrobiłem ze słomy - rewelacja! Zabawę brutalnie przerwał wuj - nie uwierzył w moje zapewnienia, że NIC nie robię. Dostałem na dupsko po raz pierwszy, drugi raz dostałem jak mama wróciła z pracy, trzeci raz jak wrócił ojciec...

by Szopisko

* * * * *

BENZYNA

Pewnego dnia wraz z kuzynem wpadliśmy na ciekawy pomysł: chcieliśmy zobaczyć jak pali się benzyna. Kuzyn odlał benzynę do 2 dużych słoików (około 0.8 l). Spakowaliśmy wszystko do plecaka i pojechaliśmy na drogę oddaloną o ok. 2 km od naszych domów. On rozlał benzynę na drogę, a przy okazji oblał przez przypadek swoją rękę. Próbowaliśmy to podpalić, kuzyn widząc moją nieporadność wziął sprawy w swoje ręce. Gdy podpalił zapałkę nad kałużą benzyny efekt był oczywisty - chyba nie musze dokładnie opisywać co tam się działo. Dodam tylko że tydzień przebywał w szpitalu z ciężkimi oparzeniami i ręki i twarzy, ja przesiedziałem w domu o wiele dłużej!

by Phaze

* * * * *

STARY A GŁUPI

PIEC

Czasy "studenckie", środek zimy, piątek wieczór, domek posprzątany jak nigdy, a sypialnia na błysk, umyte okienko, wypastowana podłoga, czysta pościel, wywietrzone, więc i zimno. Ja nieboga myślami już o romantycznej kolacji i o tym co po niej, ale niestety, jeszcze dodatkowe lekcje z niemieckiego, więc w swej naiwności proszę mego mężczyznę o rozpalenie w piecu. Człek niby mądry z niego, student "Poli coś tam", to da sobie radę. Siedzimy sobie z koleżanką na dole, powtarzamy czasowniki, a tu nagle jak nie huknie, no ale mężczyzna w domu, to sprawdzi, siedzimy dalej. Za chwilkę pukanie do drzwi i moje słoneczko z miną Misia Kuleczki (tak jak on przewraca oczkami) pyta, czy na chwilkę mogę wyjść.... Nie wychodziło mu z rozpalaniem, (albo papier za szybko się palił, albo rozpalone drewno gasił węglem, wpadł więc na pomysł i postanowił sobie pomóc rozpuszczalnikiem. Efekt łatwy do przewidzenia, jak huknęło to i wywaliło kółko z tyłu pieca, a deszcz sadzy można było porównać do deszczu meteorów. Cud błysk porządek trafił ...., a ja sadzę sprzątałam jeszcze przez parę dni, zresztą piec również sama naprawiałam, bo Kuleczka nie miał już do tego inżynierskiej głowy. Na pytanie "po jakiego ... lał tam rozpuszczalnik i podpalał?", odpowiedział tylko "no odczekałem, żeby wywietrzał, ale nie spodziewałem się oparów"

by Niezarejestrowany

* * * * *

ZAKŁAD

Na "obozie" jeździeckim ładnych parę latek temu jak zwykle było parę starych wyjadaczy (pełnoletnich) i sporo osób, które swoją przygodę z końmi dopiero zaczynały (mocno nieletnich). Te drugie osobliwości jak zwykle po około tygodniu obozu jechały na swój pierwszy wyjazd w teren. My, ci pierwsi, jak zwykle obstawialiśmy za ile minut ile koni wróci powrotem bez jeźdźców. Obstawiłem, że wszystkie (oprócz instruktorskiego) za 5 do 10 minut, gdyż tym razem dzieciaki były wyjątkowo niewydarzone. No i miałem rację, po około siedmiu minutach zauważyliśmy zbliżający się w stronę obozu tuman kurzu. Wszystkie konie. Ku naszemu zaskoczeniu jeden był z jeźdźcem. Konie jak zwykle w tej sytuacji grzecznie zatrzymały się przed bramą prowadzącą do stajni. Ku naszemu ogólnemu zdziwieniu, jedynym "obsadzonym" koniem była taka jedna mała cholera, która wszystkim dawała się ogromnie w kość. Ale po chwili zrozumieliśmy, dlaczego jeździec utrzymał się w siodle. Cholera miała inne plany. Nieśpiesznym stępem podreptała do słupa telefonicznego, który stał w pobliżu, ustawiła się do niego pyskiem i stanęła dęba. Jeździec zdziwiony przytrzymał się szyi, a cholera w tym momencie opadła na przednie nogi i dała z zadu. Zadziałało lepiej niż katapulta samolotowa. Koleś głową w dół rozpłaszczył się plecami na słupie (do końca obozu chodził, jakby kij połknął), a 5 piw z wygranej zakładu było moje, gdyż żaden koń nie wjechał na teren stajni z jeźdźcem.

by Freewolf

* * * * *

GARAŻ

Pod koniec zimowych ferii (luty) pojechałem na wieś. Nazwy nie ujawniam, ale dodam, że jest to jedna z wsi leżących między Warszawą a Płockiem. Tam brat mój starszy ode mnie o rok (ma 18) zaproponował mi robotę przy rozbiórce garażu/warsztatu na jakimś zadupiu. Przyszliśmy, popatrzyliśmy, rozebraliśmy co się dało, ale na podłodze leżał olbrzymi stos różnych metalowych części, śrubek, drutów i innego zardzewiałego żelastwa, a także zapomnianych dawno: starego kanistra z benzyną (która zaczęła się rozlewać kiedy chcieliśmy poruszyć strukturę), olei i skrzynkę petard (stare, ale jare). Brat mój palaczem jest wiec popalał i rzucał niedopałki gdzie popadnie. Nie mogąc ruszyć tej kupy żelastwa chcieliśmy wracać do domu wiec wyszliśmy i ruszyliśmy. Zatrzymaliśmy się 15 m od garażu bo brat musiał zakurzyć. W tym momencie w garażu zaczęło się coś dziać. Jakieś trzaski i dudnienie, to się odwróciliśmy. I wtedy pierdykło. Choć wybuch nie był silny to metalowe kawałki zadziałały jak szrapnele, a na wpół rozebrana budka nie stanowiła żadnej ochrony. Zdążyłem zasłonić się ręką i wbiła się w nią przednia część wideł (trzy zardzewiałe zęby przeszył prawie na wylot) a brat dostał jakimś klocem i złamał sobie obojczyk. Ale już jesteśmy zdrowi. Nie wiem czy można to zaliczyć jako zabawę, ale na pewno było traumatycznie.

by Niezarejestrowany

* * * * *

MĄDRA GŁOWA

Zima, zamarznięte zamki samochodu itp. Wjeżdżam na stację benzynową, zamarzł zamek od wlewu. Zapalniczką grzeję kluczyk, raz, drugi. Nic. Miałem w schowku gaz do zapalniczek, przytknąłem, nalałem gazu w zamek, we wlew paliwa, na stacji benzynowej i zapaliłem. W momencie zapłonu zorientowałem się co robię. Prawie się posikałem ze strachu, nie wiem jakim cudem nie wysadziłem całej stacji w powietrze. Ale nie udało mi się zatankować. Wyrzucili mnie z tej stacji. A przecież nic się nie stało

by Nedzumi

Traumatycy, wzywam Was! Opisujcie i wysyłajcie! Świat i strona główna Joe Monster należy do Was. Przeżyłeś traumatyczną przygodę i chcesz, aby świat się o niej dowiedział? Nic prostszego! Klikaj w ten linek i pisz!



Oglądany: 23117x | Komentarzy: 6 | Okejek: 3 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało