Korwin-Mikke będzie dzisiaj publicznie masakrowany! Roast Krula na żywo już o 19:00
Janusza Korwin-Mikkego nie trzeba nikomu przedstawiać. Niektórzy słysząc jego imię odwracają się na pięcie i odchodzą, inni robią to krzycząc przy okazji "czubek!", są tacy, którzy biją pokłony przez mistrzem intelektu, a pozostali, w tym my w redakcji, pamiętamy naszą młodzieńczą fascynację ekscentrycznym politykiem, którego poglądy zawsze wkurzały otoczenie i dzisiaj z odpowiedniego dystansu obserwujemy wiekową już (76 lat!) ikonę nieudanej kariery politycznej, niczym wujka, który za chwilę znów odwali jakiś numer.
Któż czasem nie lubi obrzydliwie ochlać się, zaliczyć parę bolesnych gleb wracając do domu, zafajdać sąsiadowi wycieraczkę, a rano przysięgać sobie, że już nigdy więcej do kieliszka nie zajrzy? Pijemy nie tylko my - szarzy obywatele, ale także i osoby, którym z racji na pełnione przez nich stanowisko, ordynarna najebka powinna być obca. Szczególnie wtedy, gdy trzeba podjąć ważne decyzje, które mogą zmienić bieg historii!
John Frederick Parker był osobistym ochroniarzem państwa Lincolnów. 14 kwietnia 1865 roku miał on strzec prezydenckiej loży podczas wystawianej w teatrze Forda sztuki. Nie dotrwał jednak do końca występu. Później zaklinał się, że to sama głowa państwa pozwoliła mu porzucić posterunek. Niezależnie od tego czy Parker dopuścił się samowolki, czy też faktycznie został odprawiony przez Lincolna, ochroniarz razem z prezydenckim lokajem i woźnicą
udał się do pobliskiej tawerny. Nie wiadomo czy John planował wrócić do teatru, faktem natomiast jest to, że w chwili gdy John Wilkes Booth wdarł się do loży zajmowanej przez głowę państwa, Parkera nie było na stanowisku. Gorący zwolennik niewolnictwa ciężko ranił Lincolna, który konał później przez dziewięć godzin. Gdyby ochroniarza nie ciągnęło do kieliszka, prawdopodobnie los szesnastego prezydenta Stanów Zjednoczonych byłby zupełnie inny.
W latach 218-201 przed naszą erą genialny, kartagiński strateg i wódz narodu - Hannibal dowodził swoimi wojskami podczas II Wojny Punickiej. Rzymskie wojska wydawały się liczniejsze i lepiej zorganizowane niż armia Kartaginy. Jednak to właśnie Hannibal odniósł w tym konflikcie jedno z najbardziej spektakularnych, bitewnych zwycięstw.
Wódz dysponował 60 azjatyckimi słoniami, których zadaniem było głównie dźwiganie ciężkich tobołów. Jak się okazuje, te ważące po 5 ton kolosy świetnie sprawdzały się też jako śmiercionośna
machina wojenna. Podczas jednego z pierwszych starć z wrogiem, Hannibal kazał zwierzęta te obficie napoić alkoholem, a następnie przegonić je w kierunku oddziałów wroga. Słonie wpadły w prawdziwą furię i dosłownie stratowały, całkowicie zaskoczonych tą niecodzienną taktyką, Rzymian.
Metoda napuszczania na przeciwnika hord naprutych słoni, które to ubijały nieszczęsnych żołnierzy na papkę była skuteczna aż do momentu, gdy Kartagińczykom przyszło przekroczyć z tymi potężnymi zwierzętami Alpy. Większość z bojowych bestii wówczas padła i pomysłowa strategia miażdżenia rzymskich czaszek musiała pójść w odstawkę.
W dniu, kiedy Ludwig van Beethoven zaprezentował swoją "VII Symfonię" krytycy zgodnie uznali, że oto na świat przyszło najdoskonalsze dzieło tego niemieckiego kompozytora, a fragment "Allegretto" szybko stał się jedną z najpopularniejszych kompozycji mistrza. Doskonałemu przyjęciu tego dzieła nie przeszkodził znany w tamtych czasach eseista i recenzent klasycznych utworów - Friedrich Wieck, który to miał przyjemność uczestniczyć w przedpremierowych próbach koncertu. Twierdził on, że swój najnowszy twór, Beethoven skomponował
bez przerwy będąc na absolutnej bani i to prawdopodobnie właśnie dlatego prostym, nie odmawiającym sobie żłopania, ludziom "VII Symfonia" tak bardzo przypadła do gustu…
"Powieść minionych lat" to pochodząca z 1113 roku staroruska księga dziejopisarska, w których przedstawione są najbardziej leciwe epizody historii państwa ruskiego. W jednym z jej fragmentów poznajemy postać Włodzimierza Świętosławicza - wielkiego księcia kijowskiego Słynął on z niewyobrażalnego okrucieństwa i jeszcze większej chuci, a w przerwach od wojaczki, oddawał się grzmoceniu swoich kilkunastu żon. Miał też wiele konkubin (niektóre źródła mówią, że było ich ok. 800). Dziki charakter Włodzimierza miał się ponoć zmienić nie do poznania, gdy książę poślubił siostrę
bizantyjskiego władcy Bazylego II i przeszedł na chrześcijaństwo. Wspomniana księga opisuje jednak, że decyzja o przyjęciu tej religii podyktowana była czymś więcej niż nagłym nawróceniem się ku Jezusowi. W 986 roku do władcy przybyła delegacja wyznających islam Bułgarów, którzy usiłowali przekonać go do zaszczepienia tej wiary wśród swego ludu. Zapytani czym charakteryzują się wyznawcy tejże religii usłyszał, że
"prorok Mahomet nakazał im obrzezać się oraz zabronił jeść wieprzowiny i pić alkoholu (...)". Włodzimierzowi ponoć bardzo spodobał się, następujący po tym smutnym opisie, fragment o dziewicach czekających w niebie na każdego wiernego, jednak już okaleczanie ptaszka i rezygnacja z mięsiwa oraz odstawienie procentowych napitków zdecydowanie nie przypadło mu do gustu.
"Chlanie jest dla nas największą z przyjemności. Nie możemy sobie jej odmawiać!" - w
ten sposób władca odprawił Bułgarów z kwitkiem.
Książę kijowski odrzucił też judaizm ostatecznie skłaniając się ku chrześcijaństwu, którego przedstawiciele najwyraźniej zaproponowali mu alkoholowy abonament bez limitu…
W XVII wieku Amerykanie oszaleli na punkcie rumu, w produkcji którego prym wiodły firmy zlokalizowane w Nowej Anglii. I nie - nie chodzi tu o to, że mieszkańcy Ameryki Północnej uwielbiali żłopać ten mocny alkohol. Słynny napój karaibskich piratów w ogromnej ilości sprzedawano do… Afryki. Nie byłoby jednak rumu, gdyby nie melasa - ciemnobrązowy, słodki syrop wytwarzany z trzciny cukrowej. Do amerykańskich zakładów trafiał on właśnie z Karaibów, gdzie zakładano w tamtym czasie potężne plantacje tej byliny. Zarówno tam, jak i w Ameryce do pracy na polach pracowali
murzyńscy niewolnicy, których ma się rozumieć - przywożono z Afryki.
Z takiego układu narodził się tzw. handel trójkątny - z Czarnego Lądu na karaibskie plantacje ściągano niewolników, wyprodukowana z ich pomocą melasa trafiała do Nowej Anglii, gdzie produkowano rum, który następnie wysyłano w podróż do Afryki. Ten "biznes" kwitł przez całe dwa stulecia aż do roku 1807 kiedy to amerykański rząd wprowadził zakaz handlu
niewolnikami.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą