Zawadziłam nogą o wykałaczkę leżącą na podłodze. Myślałam, że przebiłam sobie skórę i ze strachu tak odskoczyłam, że zwichnęłam sobie kostkę.
Przywaliłam sobie w twarz szklaną butelką, bo wystraszyłam się motyla przelatującego obok mnie.
Łaziłem po mokrej podłodze w skarpetkach i tak się wywaliłem, że rzepka przemieściła mi się na bok nogi.
Byłem u kolegi na wsi i bawiłem się z jego labradorem o imieniu Boo. Obaj skakaliśmy po podłodze i w pewnym momencie zderzyliśmy się głowami. Boo rozciął mi zębami nos tak mocno, że krew sikała wszędzie, zresztą do dziś mam bliznę. Piesek uciekł i nie było go przez jakieś dwa dni. Pewnie myślał, że będzie miał przerąbane, ale i tak zostaliśmy potem kumplami. Dobra była z niego psina.
Przywaliłem kiedyś głową w znak "Uwaga na głowę". Niezbyt chwalebny dzień.
Złamałem sobie lewą kostką, potykając się o prawą nogę podczas biegania po domu.
Innym razem nabiłem sobie śliwkę pod okiem, bo rzucałem do góry śnieżki, próbowałem je złapać i... jednej nie złapałem.
Schyliłem się po butelkę wody i wyskoczył mi dysk. To nie była jakaś pięciolitrowa butla, zwyczajna półlitrowa butelka. Nie miałem pojęcia, że można sobie zrobić taką krzywdę w tak banalny sposób. Dopiero po 3 dniach byłem w stanie jako tako chodzić.
Jakimś cudem zdołałem sobie zwichnąć kostkę, wchodząc na... materac.
Prosiłem ojca, żeby pokazał mi jakieś sztuczki, których nauczył się w akademii policyjnej. W końcu zakradłem się do niego od tyłu i owinąłem rękę wokół jego szyi. Chciał mnie przerzucić przez ramię, ale zapomniał chyba, na jakiej wysokości jest moja głowa, bo trochę już podrosłem. Przywalił mi łokciem w twarz i nabił potężne limo pod okiem. Ja się w sumie z tego śmiałem, ale on czuł się okropnie i chciał się zapaść pod ziemię za każdym razem, kiedy ludzie pytali, co mi się stało, a ja z dumą mówiłem, że ojciec mi to zrobił.
Próbowałam dopasować sobie stanik, naciągnęłam gumę i niechcący ją puściłam, obrywając mocno w twarz.
Podgrzewałam curry w mikrofalówce, która stała na wysokiej lodówce. Jako że jestem dość niska i nie mogłam znaleźć stołka, wyciągnęłam się jak struna i sięgając po jedzenie wylałam połowę na swoją rękę.
Poparzyło mnie na tyle mocno, że uszkodziło nerwy i nie zdawałam sobie sprawy z powagi sytuacji. Tak się wczułam w jedzenie i rozpaczanie nad rozlaną połową, że dopiero po jakimś czasie zauważyłam wielką opuchliznę na ręce i pojechałam do szpitala. Rana goiła się kilka miesięcy, a curry... było mocno średnie.
Kiedy miałem 7 lat, gołymi rękami próbowałem uratować osę, która wpadła do wody w nadmuchiwanym baseniku. Franca nie była wcale wdzięczna za tę pomoc.
Swego czasu nabawiłem się przepukliny podczas próby... wyciśnięcia pierda.
Po pijaku postanowiłem przeskoczyć przez parkometr. Nie zauważyłem, że na jednym słupku były dwa. Podczas lotu zaczepiłem o ten drugi i wyrąbałem się tak, że złamałem łokieć. Na izbę przyjęć poszedłem dopiero następnego dnia, obolały i na kacu.
Za domem trzymaliśmy jakieś stare deski, było tam ciasno, może metr od ściany do ogrodzenia, w dodatku wszystko mocno zarośnięte. Poszedłem tam kiedyś, sam nie wiem dlaczego, i stanąłem na wystającego gwoździa, przebijając sobie nogę na wylot.
Ale to jeszcze nic, bo jakiś tydzień później poszedłem tam znowu, żeby usunąć stamtąd tę cholerną deskę z gwoździem i... przebiłem sobie nogę ponownie, praktycznie w tym samym miejscu, ale na innym gwoździu.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą